poniedziałek, 28 grudnia 2015

This is the case, just a coincidence

KLIK ;) 
- I co? Zgadzasz się? - od dziesięciu minut rozmawiam z dziewczynami z zespołu.
- Czemu nie. - wzruszyłam ramionami, trzymając w ręce zaproszenie do X-Factor.
- Tylko nie mów, że nie ostrzegałam. - zastrzegła Lauren.
- Przed czym? - uniosłam brew.
- Przed X-Factor! - wrzasnęła i opuściła garderobę.
- Nie słuchaj jej. - Camilla wzięła zaproszenie i zaczęła je znów analizować. - Zazdrosna jest. - oddała mi kartkę. - Na dzisiaj koniec? - rozejrzała się po nas.
- Chyba tak. - pokiwałam głową.

&&&

- Mamo, wiem że są święta ale zrozum... mam naprawdę dużo występów, pracy...
- Niki...
- Jestem Nin.. zmęczona. Możemy przełożyć tą rozmowę? - westchnęłam do słuchawki.
- Nie. Chyba, że chcesz, żebym ojca zawołała.
- Nie!! - zawołałam i gwałtownie wstałam z łóżka, na którym aktualnie się znajdowałam. Za bardzo się wczuwam. - Jak dam radę, to przyjadę na te święta.
- Córciu, ostatnio widziałam cię kilka miesięcy temu. Nie chce widywać własnej córki tylko na okładkach gazet. Obiecaj mi, że przyjedziesz.
- Nie mogę... - szepnęłam. Starałam się być jak najbardziej przekonująca. - Halo? - zapytałam, gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
- Dominica? - rozpoznałam głos taty. - Widzę cię tu 23 grudnia. Inaczej sam po ciebie przyjadę.
- Tato... - zaczęłam.
- Nie ma żadnego tato. Widzę cię tu i tyle. Jasne?
- Tak. - syknęłam. - To wszystko? Jestem zmęczona, od rana miałam próby, chcę się wyspać.
- No dobrze. Zadzwonimy jutro. Kochamy cię.
- Mhm. - mruknęłam i rozłączyłam się. Rzuciłam telefonem o ścianę. Czyli moje plany diabli wzięli! I tak i tak będę musiała pojechać na te święta do Forks i znosić Renesmee Carlie Cullen, która... nieważne.
- To już trzeci w tym miesiącu. - Elena opierając się o futrynę, wskazała resztki mojego telefonu. Podeszła do szuflady i wyjęła całkiem nowy IPhone 6. - Masz. - rzuciła go w moją stronę. - Włóż kartę, bo znając życie twoja rodzinka zacznie do mnie wydzwaniać.
- Mam ich dość! - warknęłam.
- Ciesz się, że w ogóle kogoś masz. - powiedziała ruda, siadając obok mnie. Wzięła nowy telefon i włożyła do niego moją kartę. - Wychowałam się w sierocińcu, więc nawet nie wiem jak to jest znosić nadopiekuńczego ojca. - wręczyła mi urządzenie, po czym złapała pilot i włączyła telewizor. Wywróciłam oczami, schowałam go do kieszeni i spojrzałam na ekran, na którym widniało moje zdjęcie.
- Nina Black... - zaczęła prezenterka najbardziej plotkarskiego programu, jaki był w Wielkiej Brytanii. - Od dwóch lat członkini Fifth Harmony. Dołączyła do zespołu, gdy jedna z dziewczyn go opuściła. Nina, jak się okazuje, zerwała ze swoim kolejnym chłopakiem, Joshem Hutchersonem.
- To on był twoim chłopakiem? - wtrąciła Elena.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - prychnęłam z rozbawieniem. - Był na jedną noc, jak cała reszta. - dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nie chciałabyś mieć kogoś na stałe? - znów podjęła rozmowę.
- Nie. Tak mam pewność, że nikt mnie nie zrani.
- Teraz to ty ranisz tych facetów. - wskazała ekran, na którym aktualnie byli wyświetlani moi byli.
- Ty też tak robisz. - obroniłam się.
- No fakt. - zaśmiałyśmy się. - Ale... Masz wspaniałą rodzinę, jesteś sławna i śliczna. Czemu wiedziesz takie życie? Czemu nie wrócisz do rodziny?
- Rodzina to jeden z powodów, dla których nie chce wracać.




&&&

- Obiecaj mi, że... - zaczął Paul, prowadząc mnie po studiu X - Factor. - Będziesz grzeczna.
- Ja zawsze jestem grzeczna. - mrugnęłam i wyprzedziłam go. Wzrokiem odnalazłam Jade, chciałam do niej podejść, lecz coś mnie zdziwiło. Rozmawiała z chłopakiem, który stał tyłem do mnie. Miał kręcone, mocno kręcone włosy. Na chwilę serce zabiło mi mocniej, a przed oczami pojawił się Harry. Harry Wayne, z którym nie miałam kontaktu od półtorej roku. Odcięłam się także od moich braci, nie do końca wiem, dlaczego. Moją przewodnią myślą wtedy było to, że bracia nie zostawiliby siostry, a oni mnie zostawili. Potrząsnęłam głową, chcąc odgonić od siebie wszystkie wspomnienia. Już chciałam odejść, gdy Jade kiwnęła na mnie.
- Nina! - zawołała, jak zwykle z uśmiechem. Zamarłam, lecz po chwili przełknęłam ślinę i podeszłam do Fioletowej. Podbiegła i przytuliła mnie. Przymknęłam oczy, bo bałam się spojrzeć na chłopaka. Gdy je otworzyłam, Jade podeszła do Lokowatego. Podniosłam wzrok. - Poznaj... - Gdy napotkałam jego zielone spojrzenie wszystko wróciło. Pierwsze spotkanie, pierwszy uśmiech... Wszystko...

"- Jestem Harry. - uśmiechnął się loczek.
- A ja Niall.. - dodał blondynek. Jakbym nie wiedziała...
- Ten z niebiesko-zielonymi gałami to Louis, a ten obok - Liam.. - wskazał pozostałych Zayn. - Czyli wszystkich już znasz.
- A kim jest twoja urocza towarzyszka? - zapytał Louis, wskazując na Ness.
- Renesmee... chodź! Pomóż!.. - poprosiłam. Ness doszła do mnie lustrując chłopaków wzrokiem. - Zayn, Liam, Louis, Niall, Harry... - wskazałam chłopaków po kolei. Chyba żadnego nie pomyliłam..
- Czemu ja ostatni? - oburzył się loczek. - To niesprawiedliwe..."


- My... - Harry także był zmieszany. Potarł dłonią kark i głośno wypuścił powietrze.
- Harry'ego Styles'a. - dokończyła dziewczyna, nie zwracając najmniejszej uwagi na zachowanie Harry'ego.
- Cz... Cześć, H... Harry. Jestem Nina. - wyciągnęłam do niego dłoń, wlepiając wzrok w jego krzyżyk na szyi. Zawsze go nosił. Odkąd pamiętam. Liam opowiadał mi kiedyś, że to prezent od Lucy.
- Cz... Cześć... Dom... Nina. - nieśmiało ujął moją dłoń. Po chwili puścił ją, a ja cofnęłam się o krok.
- Wybaczcie, ale muszę jeszcze zahaczyć o kosmetyczkę. - wskazałam dłonią swoją garderobę.
- Jasne. - Jade pokiwała głową i wróciła do rozmowy z Harry'm. Szybko ruszyłam w swoją stronę. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam ciężko oddychać. Przy wejściu do garderoby obejrzałam się za siebie. Stał tam dalej. Wpatrując się we mnie. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. To przecież niemożliwe... Skąd on się tu wziął?! Jakim cudem?! Na szczęście nigdzie nie ma Jego. Sam Harry też wydał się wstrząśnięty moim widokiem. Do tego przedstawia się innym nazwiskiem.  To przypadek, tylko przypadek. Jeśli przez cały dzień będziemy utrzymywać, że się nie znamy, będzie dobrze i rozejdziemy się bez zbędnych rozmów, czy płaczu. Nie będę płakać, już nie. Jestem silna, jestem panią własnego losu. Nie będę płakać. Oni nie zasłużyli to, żebym wylewała na nich swoje łzy. Żaden z nich.

*** 

Dzień dobry, miły poranek, nieprawdaż? No dobra, popołudnie. Jak po świętach? Ja osobiście jestem prze szczęśliwa :') Jak już sami zauważyliście Dominica, czy też Nina, jest zupełnie inną osobą, w kolejnych rozdziałach będzie widoczne, jak bardzo się zmieniła. No, ale nie przedłużam tej swojej paplaniny. Do napisania ;)

poniedziałek, 14 grudnia 2015

I think I'm happy

Kolejny dzień. Miejmy nadzieję, że tak bezproblemowy jak wczorajszy. Moje życie jest teraz idealne. Nareszcie. Po dwóch latach wszystko się ułożyło. Opuściłam Forks, mieszkam teraz w Londynie. Mój uroczy, czteropiętrowy dom doskonale pokazuje wszystko, co do tej pory osiągnęłam. Jako sławna piosenkarka, członkini Fifth Harmony,  która w dodatku tańczy, zarabiam naprawdę, naprawdę dużo. Znalazłam przyjaciółkę, która... wspiera mnie. Jest inna niż Renesmee. Mogę powiedzieć, że Elena jest wręcz moją siostrą. Skoro już mowa o mojej... "rodzince". Długo się z nimi kłóciłam odnośnie mojego wyjazdu, w końcu mama zdołała przekonać tatę. Dzwonią praktycznie codziennie, ale często zbywam ich zwykłym " Nie mam czasu". Na święta obowiązkowo jeżdżę do domu. Niestety. Tam widuję moją kuzyneczkę - Renesmee. Nienawidzę jej. Z czystym sercem i uczciwością mówię, że jej nienawidzę. I ona dobrze o tym wie. Mimo wszystko na święta próbuje tego nie pokazywać innym. Jej kochany Lucas się jej oświadczył. Swój do swego ciągnie. Dołożę wszelkich starań, aby nie zjawić się na ślubie, który planowany jest... bodajże na połowę stycznia, więc już niedługo. Wstałam z łóżka, przeciągając się. Nałożyłam kapcie w różowe króliczki, które bynajmniej nie oddają mojej osobowości. Już nie. Wyszłam z pokoju i od razu skierowałam się na dół, do kuchni. Poczułam głód, głód nikotynowy. Oczywiście jak na złość pewien jegomość wypalił całą moją paczkę. Albo jakimś cudem znajdę tutaj choć jednego papierosa, albo zamorduję Elenę. Wściekła zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki. Oczywiście na nic. W tym syfie nic nie można znaleźć.
- Elena! - krzyknęłam na cały dom. Usłyszałam, jak dziewczyna przerażona zbiega z czwartego piętra. Zdenerwowana do granic możliwości oparłam się o blat, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Co się dzieje?! - do salonu wpadł przerażony, rozczochrany rudzielec.
- Gdzie. są. Papierosy?! - warknęłam. Dziewczyna westchnęła i opadła na pobliskie krzesło.
- Wołasz mnie z czwartego piętra, bo masz ochotę zapalić? - uniosła brew. - Porąbało?!
- Może nie pamiętasz, ale jakaś hiena wypaliła wczoraj całą moją paczkę, wzdychając o tym jaki to tyłek Orlando Blooma jest cudowny!
- Ale przyznaj, że jest. - rozmarzyła się.
- El!
- Masz, masz. - dziewczyna sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła tytoń.
- Zbawco! - zawołałam i szybko wyjęłam papierosa. Odpaliłam i zaciągnęłam się. Elena oparła głowę na ręce i badawczo mi się przyglądała. - Nosisz fajki nawet do snu?


- No pewnie. A propos pidżamy,  ta oddaje twój charakter. - przyznała. Spojrzałam w dół. Pidżama w kościotrupy. Tak, przyznam jej rację. - A teraz. - powiedziała radośnie, zeskakując z krzesła. - Dobranoc. - odwróciła się i podążyła w stronę schodów.
- Elena! - zawołałam.
- Czego?!
- Paul będzie dzwonił za... - spojrzałam na zegar kuchenny. - Piętnaście minut. Dokładnie za dwie powinnyśmy być na O2 Arena, robić próbę na Jingle Ball. - Za ścianą ukazała się uśmiechnięta twarz rudej.
- Przekaż mu to ode mnie. - mrugnęła do mnie i pokazała środkowy palec, po czym podśpiewując jedną z moich piosenek, udała się na górę. Zaśmiałam się pod nosem.

&&&

- Miałyście tu być godzinę temu! - warknął na nas Paul.
- Polly... - uśmiechnęła się słodko Elena i objęła goryla. Wyglądało to bynajmniej zabawnie. - Vas te faire encule.
- Co?! - spojrzał na nią nadal wściekły.
- Fottiti?
- Elena!
- Knulla dig! - dziewczyna wyrzuciła ręce w górę i ruszyła się przebrać.
- Próbowała ci powiedzieć w trzech językach dosłownie "Fuck you" - zachichotałam.
- Przypomnij mi... - westchnął. - Jakim cudem jeszcze z wami pracuje.
- Bo nas nie da się nie kochać. - szepnęłam mu do ucha. - Gdzie reszta? - zaczęłam rozglądać się po sali. Kilka zespołów, fioletowa czupryna. - Jade! - zawołałam, podbiegając.
- Nina! - fioletowa odwróciła się w moją stronę z wielkim uśmiechem.
- To ja. - uśmiechnęłam się jeszcze bardziej na dźwięk mojego nowego imienia. Miesiąc zastanawiałam się, czy je zmienić. Rodzinie wmówiłam, że Dominica to takie rodzinne. W show-biznesie nie ma miejsca na sentymenty. Tak naprawdę było to dla mnie definitywne zerwanie z przeszłością i tym, co się wydarzyło dwa lata temu.
- Nie zgadniesz, co się stało.. - pisnęła wesoło.
- Nie zgadnę? - uniosłam brew.
- Nie..  - Jade otworzyła szeroko oczy i zacisnęła usta.
- Dowiem się? - westchnęłam.
- Ja ci powiem! - obok nas pojawiła się szczebiocząca Perrie. - Zaprosili nas do X-Factor! Wrócimy na tą scenę! - zaczęła skakać ze szczęścia. Nie za bardzo wiem, co one w tym widzą, ale okej. Daruje sobie wredne komentarze. W końcu lubię te dziewczyny. Dogadujemy się.
- Nina Black!!! - usłyszałyśmy warknięcie Paula.
- Idę! - zawołałam. - Wybaczcie, ale Paul chyba ma okres. - wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę goryla.

&&&
- Elena swobodniej! - darł się choreograf. - Ostatni raz powtarzamy Boy i jak mi coś sknocisz, nie ręczę za siebie! Żeby nie umieć w krok wejść! To już trzeba być kompletnym nieudacznikiem. - nie podoba mi się to, w jaki sposób mówi o Elenie. Jeśli ktoś może obrażać moją przyjaciółkę, to tylko ja. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę choreografa. Patrzyłam na niego z wyraźną wyższością.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! - warknęłam na niego.
- O co...
- Posłuchaj koleś. - wsadziłam palec wskazujący w jego mostek. - Uważaj do kogo gadasz i co gadasz...
- Nina! - obok mnie pojawił się Paul.
- Nie przeszkadzaj! - machnęłam na niego ręką. - Nie widzisz, że jestem zajęta?
- Skończysz go opieprzać kiedy indziej. Dostałaś zaproszenie.
- Na co? - spojrzałam na swojego goryla.
- Do bycia jurorką w X-Factor. Gościnnie.
- Yeah baby! - zawołałam i podskoczyłam.