niedziela, 14 maja 2017

Epilog

Życie nie jest łatwe. Nie jest, jak baśń... Nie żyje się długo i szczęśliwie...
Ja też tak nie żyłam. Desperacko pragnęłam odrobiny szczęścia, przez co się stoczyłam. Prawda jest taka, że miałam szczęście, ale byłam tak wielką egoistką, że go nie zauważyłam.
Dzięki Lettie wróciłam tam, gdzie moje miejsce. To ona pokazała mi, że należy doceniać to, co się ma. I ja w końcu to doceniłam. Kiedy pokazałam się w domu, rodzice nie wierzyli, że chce z nimi zostać. W końcu ich przekonałam. Powoli odbudowywałam dawne relacje z ojcem. Jest naprawdę wspaniałym człowiekiem i.. kocha mnie. Teraz to widzę. 
Zayn i Harry sprowadzili z Alicante pozostałych. Zamieszkali niedaleko. Teraz jesteśmy sąsiadami. Zaprzyjaźniłam się z Lucy. Jest wspaniałą, ciepłą dziewczyną. Dokładnie taką, jaką przedstawiał ją Liam. Swoją drogą... po kilku tygodniach Lucy i Li zostali parą. Ku mojemu i Harry'ego zadowoleniu. Zayn nie był tak szczęśliwy, czego można było się po nim spodziewać. 
Co do Renesmee... Między nami nadal jest ciężko. Chwilami zachowujemy się jak siostry, a potem znów żremy się jak koty. Widać nasza relacja potrzebuje więcej czasu. 
- Niki? - uniosłam głowę znad pamiętnika, by spojrzeć na dziadka, który wtargnął do pokoju. - Potrzebujemy cię na dole.
- Już idę. - Schowałam pamiętnik pod poduszkę i razem z Carlisle'm ruszyłam na parter. Zdziwiłam się nieco, widząc rodzinę w komplecie. - To jakieś walne zgromadzenie? - Opadłam na kanapę obok Jaspera.
- Przecież Zayn dzwonił i prosił, żeby zebrać wszystkich w jednej sali.. - zaczął tata. Spojrzałam na niego zszokowana. Już wiem, o co chodzi Zaynowi. Problem w tym, że umawialiśmy się inaczej. Nie byłam na to gotowa... Z resztą oni wszyscy też nie. Tylko Wayne cieszył się, jak nienormalny... Usłyszałam, jak drzwi gwałtownie się otwierają. Chłopak zjawił się w pomieszczeniu.
- Cześć kochanie - wyciągnął do mnie ręce. Wstałam, obdarowując go wściekłym spojrzeniem. Ucałował mnie w policzek. Odwróciliśmy się do zgromadzonych. Staliśmy ramię w ramię, oboje milcząc. Nagle zabrakło mi języka. Jak poskładać wszystko w całość?
- No o co chodzi? - zniecierpliwił się Emmett. Carlisle uciszył go gestem. Zerknął na mnie z uśmiechem. On wiedział. Chciał dodać mi otuchy. Gdy kilka dni temu podał mi tą informację, byłam zszokowana. Jednak i ja i Zayn wiedzieliśmy, że damy sobie radę.
- Mamy dla was... informacje... - zaczął Łowca, pocierając moje ramię. I znów nastałą niezręczna cisza.
- Zaręczeni już jesteście... - powiedziała mama, wskazując pierścionek na moim palcu. - Ślub za dwa tygodnie, wszystko ustalone... Ni denerwujcie się tak...
- Nie o taką... informacje...
- Chyba nie.. - tata nagle wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. - Ty... - wycelował palec w Zayna.
- Kochanie usiądź... - poprosiła mama, podchodząc do niego. Poczułam, jak moje ręce zaczynają drżeć.
- Spokojnie - szepnął mi do ucha Wayne.
- Jakie spokojnie?! - warknął tata. - Nie masz jakiegoś pohamowania?! Czegokolwiek?!
- Jake przestań, robisz z igły widły!
- Nerwy nikomu nie pomogą... - dodała Rose.
- On...
- Chwilka! - przerwał Emmett. - Ktoś mi wyjaśni, o co chodzi? - zapytał.
- Jestem w ciąży... - szepnęłam, wtulając się w bluzkę Zayna.I po raz enty dzisiaj zapadła boląca cisza.
- Oh.. - przerwało ją westchnienie Ness. Pogładziła swój okrągły brzuch. - Witam w klubie...

###


Jak widzicie, to już definitywny koniec tej historii.
Chce wam bardzo podziękować za to, że byliście ze mną.
Słowa nie są w stanie wyrazić mojej wdzięczności za tak niesamowite wsparcie <33

poniedziałek, 13 lutego 2017

Lost me

Kiedy tylko opuściliśmy dom Magnusa Bane'a, pobiegłam do pierwszej lepszej budki telefonicznej i wybrałam numer mojej siostry. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się, że odbierze. I miałam rację. Po kolejnych trzech próbach dałam sobie spokój. Wróciłam do Zayn'a, który cały ten czas siedział nieruchomo na schodach.
- Co robimy? - Nałożyłam kaptur i zapięłam kurtkę. Nie, żeby było mi zimno, ale po co mi teraz rozgłos?
- Nie mam pojęcia – odparł chłopak. - Chyba pierwszy raz w swoim życiu nie mam pojęcia, co zrobić. Czuje się bezużyteczny....
- Ta.. Fajne uczucie, co? Czułam się tak te kilka lat, siedząc w Forks. Tak z innej beczki... Za co złamali wasze stele? - Zapytałam, szczerze zaciekawiona. Może w końcu dowiem się prawdy.
- Naprawdę mus...
- Muszę.
- Za kontakty z tobą – odparł, wpatrując się przed siebie. Spojrzałam na niego, próbując wyłapać brązowe oczy, lecz na marne.
- Nie rozumiem.
- Clave dowiedziało się o moim związku z tobą. Zareagowali nerwowo. I to bardzo. Chodź, bo przemarznę... - Wstał i wyciągnął dłoń. Zignorowałam ją i sama wstałam. Ramię w ramię ruszyliśmy przed siebie. - To dlatego kazano nam wracać do Alicante. Chcieli wytoczyć mi proces. A kiedy Clave wytacza komuś proces, wyrok jest zawsze ten sam. Z uwagi na to, że jestem starszym bratem Harry'ego, ukarano by nas obu. Jeśli głowa rodziny dostaje wyrok, cała rodzina cierpi. Dlatego Harry wziął winę na siebie. Jest młodszy, więc złamano tylko jego stelę. Mojej nie ruszyli...
- Zgodziłeś się na to? - zapytałam z niedowierzaniem. Zayn nigdy nie był osobą, która chowa się za kimś. Zawsze on nadstawiał karku.
- Tak. Nasze stele są ze sobą połączone. Jak to w rodzinie. Gdyby znaleźć dobrego rzemieślnika, wytworzyłby z jednej, mojej, dwie. Niestety zaufaliśmy nie tej osobie. Robotnik wydał nas Clave. Zabrali moją stele, złamali ją...
- Czy one naprawdę są takie ważne?
- Żartujesz sobie? - prychnął. - Nefilim bez steli jest jak... jak nie Nefilim. To dzięki nim rysujemy runy, dające szybkość, siłę, niewidzialność... Bez niej jestem jak potomek Razjela, ale bez mocy Razjela. Rozumiesz? To w pewnym sensie moja bateria... Nawet bramy nie mogę bez niej wyrysować... 
- Jesteś po prostu człowiekiem. - Kiwnęłam głową, gdy już wszystko zrozumiałam. Zerknęłam na Zayn'a który trząsł się z zimna. Zdjęłam kurtkę i oddałam mu ją. Spojrzał na mnie z wdzięcznością. Wydaje się taki... bezbronny... Skrzywdzony... Samotny... Zupenie jak ja, po ich wyjeździe, który był moją winą... Moją. Obwiniałam ich za coś, czego sama stałam się przyczyną. - Pojedźmy do miejsca, które wskazał nam Magnus. Tam zaczniemy poszukiwania.




Dotarliśmy do hotelu, w którym mogli zatrzymać się nasi uciekinierzy. Był w sumie niepozorny, taki bardziej motel... Lecz znajdował się niedaleko miejsca, w którym wyszli na powierzchnie. Nadal trudno mi w to uwierzyć. Staliśmy właśnie przed starszą, pulchną panią, która grzebała w kartotece i próbowała znaleźć nazwiska, które jej podaliśmy. Zaczęłam rozglądać się po przytulnym pomieszczeniu.Szerokie schody prowadziły na górę, skąd dobiegały nas czyjeś głosy.
- Mam tego dość! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Po chwili zjawiła się na szczycie schodów. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Zignorowała mnie i zbiegła na dół. Wyminęła mnie i stanęła za Zayn'em. - Przepraszam pana... - położyła dłoń na jego ramieniu. Wayne odwrócił się. Wypuścił z dłoni telefon. Jego oczy powiększyły się dwukrotnie. Nieznajoma wypuściła torbę z dłoni. Dopiero teraz zaczęłam zauważać to rażące podobieństwo. Te ciemne włosy... Taki sam kształt nosa. I identyczne oczy. Nie miałam wątpliwości, gdy dziewczyna zaniosła się głośnym płaczem, wpadając w ramiona Zayn'a. On objął ją tak, jakby już nigdy nie miał zamiaru puścić.
- Lucy! - rozbrzmiał męski głos. Ten rozpoznałam. Odwróciłam się na pięcie, napotykając chłopaka w loczkach. Wymieniłam z nim szybkie spojrzenie. - Pokój numer czternaście. - Pobiegłam na górę, pozostawiając rodzinę Wayne. Serce biło mi coraz szybciej. Wpadłam do pomieszczenia. Przy biurku siedziała Nicolette.
- Lettie! - zawołałam, podbiegając do niej. Natychmiast wstała i przytuliła mnie. Nareszcie poczułam błogi spokój. Moja siostrzyczka, moja słodka Lettie jest już bezpieczna. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
- Przepraszam cię... Tak bardzo cię przepraszam, Nina... - Smutek, malujący się w oczach mojej siostry, nie pozwolił mi się długo gniewać. Cieszyłam się po prostu, że mam ją ze sobą. Całą i zdrową.
- Już dobrze... - Założyłam kosmyk jej ciemnych włosów za ucho. - Chodź, odstawię cię do domu... - Chwyciłam dłoń Lettie i ruszyłam do wyjścia.
- Poczekaj - poprosiła. - W telewizji ogłosili, że opuściłaś zespół, to prawda?
W mojej głowie natychmiast pojawiły się wspomnienia z tamtej rozmowy. Kiedy postawiłam wszystko na jedną kartę, kiedy świadomie porzuciłam wymarzone życie, by ratować siostrę.
- Prawda. Wrócę do Londynu, znajdę mniejszy dom, znajdę pracę. Ułoży mi się, Letson, nie martw się.
- Nie, Nina. Wróć ze mną do Forks, wróć ze mną do domu...
- Nie mogę - uśmiechnęłam się przepraszająco. - To już nie jest mój dom, dziecinko - pogładziłam kościsty policzek Nicolette. - Pewne sprawy nigdy nie wrócą do dawnego porządku. Ja nie jestem już Dominicą. Nie mam nic z Blacków, z Cullenów... I... doceniam, że nadal we mnie wierzysz, ale to niepotrzebne.
- Wróć do nas Nin.. Niki. Potrzebujemy cię, a ty potrzebujesz nas... Razem z tego  wyjdziemy.Pomogę ci.  Tam dom twój, gdzie serce twoje... A twoje serce pozostało w Forks... Jesteś Dominica Black. Masz wojownicze serce Blacków i wrażliwą duszę Cullenów. Wróć ze mną...




niedziela, 5 lutego 2017

What are you doing here, Honey?

Myślę, że zanim przejdziecie do rozdziału, jeżeli w ogóle przejdziecie, to należą się wam wyjaśnienia. Zostawiłam tego bloga tak po prostu, bez słowa. Ignorując wszystko i wszystkich. Chce was za ta bardzo, bardzo przeprosić. Szczerze przeprosić. Mogłam napisać chociaż kilka słów. Naprawdę przepraszam. W moim życiu zaszło dużo gwałtownych zmian, chciałam odciąć sie od wszystkiego, sprawy sie pokomplikowały... Jeszcze raz bardzo przepraszam. Mam nadzieje że mi wybaczycie. Jeśli chodzi o Wasze blogi, to obiecuje że nadrobię. Musicie tylko dać mi trochę czasu.

Nie wiedziałam, gdzie ide. Nie wiedziałam, czy warto mu ufać. Choć rozsądek podpowiadał mi, że to duży błąd, serce zachowywało się nad wyraz spokojnie.
- Zostań tutaj. Zaniosę Elenę do szpitala i przyniosę ci jakieś ubrania. – Zayn zeskoczył na ziemie i zabrał Elenę. Nie podobał mi się pomysł z pozostawieniem jej w szpitalu, ale nie miałam wyboru. Tam będzie najbezpieczniejsza. Sytuacja, która miała miejsce kilka godzin temu, pokazała, że Ruda jest dla nas balastem. Nie możemy ciągle jej pilnować, równocześnie zabijając wrogów i poszukując mojej siostry.
Grzecznie czekałam, aż Zayn wróci z ubraniami. Dawno nie byłam wilkiem. Jednak musze przyznać, że podoba mi się to. Miło poczuć grunt pod dłońmi. Każdy, nawet najmniejszy szmer, słyszałam bardzo wyraźnie. Mój wzrok wyłapywał najbardziej odległe ruchy. Potrzebowałam tego, aby się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć.
- To wszystko, co mogłem przynieść. – Zza drzewa wyłonił się Zayn. Pod pachą trzymał coś, co przypominało mundur. Gdy rozprostował materiał, ujrzałam czarne spodnie, koszulkę i gigantyczną wojskową kurtkę. Ta podróż zapowiada się ciekawie.
••
Razem ruszyliśmy do ostatniego miejsca, z którego Harry kontaktował się z Zaynem. Okazało się, że Wayne opuścił je dziewięć dni temu. Z opowiadań starszej pani wynikało, że Łowca wyglądał na przestraszonego. Wyjechał w pospiechu, płacąc kobiecie za wysoki czynsz, za wynajem pokoju. Na szczęście kobieta pozwoliła przeszukać nam pokój, w którym zamieszkiwał nasz drogi zaginiony. Znaleźliśmy tam zakrwawione ostrze. Zayn wyjątkowo się ucieszył, gdy je podniósł. Wyjaśnił mi, że to rzecz, z którą Harry był związany. Jeśli zaniesiemy ją do czarownika, będzie on w stanie znaleźć Łowce.
Przyznam, że z nieco większym entuzjazmem, udaliśmy się do czarnoksiężnika imieniem Magnus Bane. Przyjął nas dość niechętnie, ale poprawił mu się humor, gdy obiecałam dać mu trochę swojej krwi do badań.
- Nie często odwiedza mnie Nefilim w towarzystwie Przeklętego. Jednakże za tak iście obiecującą zapłatę… - Podał mi fiolkę i nożyk. – Jestem w stanie wam pomóc. – Nacięłam skórę na dłoni. Kilka kropel wpadło do szklanego pojemnika, po czym rana się zagoiła. Jeszcze kilka razy powtórzyłam nacięcie. W końcu oddałam czarownikowi pełną fiolkę. – Jesteś słaby – mruknął, odkładając ją na półkę. Podszedł do stołu i usiadł, po czym dokładnie zaczął oglądać miecz. – Ale czegoż to można się spodziewać po Nocnym Łowcy bez steli… - Spojrzałam niespokojnie na Zayna, ale ten nie patrzył na mnie. Wpatrywał się w mężczyzne z kocimi oczami, który był jedyną szansą na odnalezienie naszego rodzeństwa. – Złamali wam wasze zabawki już kawał czasu temu. Twój brat wybabrał ten miecz w krwi… - Spojrzał na mnie, a jego oczy zabłysły. – W jej krwi?
- Mojej siostry – sprostowałam szybko, nie mogąc doczekać się dalszych rewelacji.
- To jest was więcej?!
- Do rzeczy, Magnus – upomniał go Zayn. – Możesz ich wytropić?
- Twój brat jest mądry… - Bane wydawał się zawiedziony. – Miecz jest naznaczony krwią dwóch różnych osób, z czego jedna jest przeklęta. Nocni Łowcy do wykrywania swoich używają anielskich metod, nie mylę się? Ja używam podobnych…
- Po naszemu? – zdenerwowałam się.
- Krew młodego Wayne’a jest przesączona krwią przeklętego. Anielskie metody nie wytropią przeklętego. Anielskie tropi anielskie, przeklęte tropi przeklęte. – Mężczyzna odłożył miecz na stół i wstał. Założył ręce do tyłu i spojrzał na nas z nutą współczucia.
- Istnieje inny sposób.. – szepnął Zayn. Bane zmarszczył brwi, lecz nie zaprzeczył. Powoli pokiwał głową. – Zrób to.
- Nie z tobą. Z nią.
- Co ze mną? – Ożywiłam się. Magnus wyciągnął do mnie dłoń, lecz na drodze stanął mu Zayn.
- Zabraniam. To mój brat.
- O co chodzi?!
- Zaklęcie z tobą, kochanieńki, nie uda się. Złamali wasze stele. Jakiekolwiek czarowanie z tobą w roli głównej źle się skończy. Znajdą cię. Jej nie znają. Nie namierzą…
- Jak to złamali wasze stele?! – Mój gniew i irytacja skupiły się teraz wyłącznie na Nefilim. Czyli to prawda.. Moje przeczucia były słuszne. Oszukał mnie. Nabroili. Oboje.
- Nina, później wszystko ci wyjaśnię, obiecuje… Ja…
- Ble, ble, ble.. – Mężczyzna zaabsorbowany swoimi paznokciami, przerwał naszą wymianę zdań. – Czas ucieka, gołąbeczki. Wasi uciekinierzy przemieszczają się. Rybeńko, zgadzasz się? – Utkwił we mnie swoje kocie spojrzenie.
- To pomoże znaleźć Lettie? – Bane kiwnął głową, po czym prawie niezauważalnie machnął dłonią. Książka z pobliskiej szafy wylądowała na stole, tak samo jak mała, ciemna szkatułka.
- To do roboty. – Magnus prawe natychmiast wziął się do pracy. Otworzył szkatułkę i wyciągnął z niej ciemną chustę z dziewięcioramienną, naszkicowaną na niej, gwiazdą. Wyczarował dziewięć świeczek, pokładał je wokół chusty i zapalił. Gestem nakazał mi usiąść na środku. Podał mi miecz, a sam stanął nade mną, z książką w dłoniach. Wyraźne, łacińskie słowa, stawały się coraz to bardziej odległe. Moje powieki były niesamowicie ciężkie. Za to małe, ciemne plamki stawały się coraz to bardziej wyraźne. Przemierzałam ciemne lochy wraz z Harrym i Lettie. Trzymali się za ręce. Niezbyt wyraźnie widziałam ich twarze, lecz wyraźnie dostrzegłam otoczenie. Ciemne mury, ubazgrane krwią. Osmolone drzwi wydawały się zamknięte od kilkuset lat. Czerwona poświata tańczyła na starych kamieniach.
- Już blisko.. Czuje to… Ufasz mi?
- Ufam ci Harry, jak nikomu innemu… - Nagle dołączył trzeci kształt. Następnie czwarty.
- Trzymajcie się blisko… Jeszcze tylko chwila… - Czerwona poświata niknęła. Jasne światełko, migocące w oddali, było coraz to bliższe. Przeszył mnie zimny dreszcz. Ktoś krzyknął, a dwie postacie z tyłu upadły. Obraz zaczął wirować. Nagle powrócił, wyraźny jak nigdy. Znajdowałam się na powierzchni, ale ból w klatce piersiowej nie pozwalał mi się skupić. Dostrzegłam czarne, gęste włosy. Był to mężczyzna. Odwrócił się w moją stronę. Tata. Z jego oczu leciała krew. Płakał krwią. Z wykrzywionych grymasem bólu ust wydobyły się słowa… Ty ją zabiłaś. Nagle obraz ojca zapadł się pod ziemie. Przede mną wyrósł mój rodzinny dom. Przez okna dostrzegłam Lettie, którą Harry nosił na rękach. Carlisle grał w szachy z Esme, Alice i Jasper, Emmett z Rosalie, tata i mama… wszyscy przysłuchiwali się grze pewnej dziewczyny. Dziewczyna odwróciła się do mnie i poznałam, że to ja. Nagle dom po prostu rozprysł się. Las przedzieliła jasna błyskawica, która spowodowała pożar. Dym ułożył się w napis. Porzućcie nadzieje wy, którzy tam wchodzicie. Kolejny piorun, który trafił prosto w palące się drzewo. Poczułam, jak cos mnie przygniata. Leży na mnie i nie zamierza ustąpić. Zaczęłam krzyczeć. Zmiażdżyło mi kości…
- Nina! Nina obudź się! – Otworzyłam oczy. Nade mną stał przerażony Zayn. Usiłował mnie przytulic, lecz szybko się odsunęłam.
- Spokojnie, kości masz całe. – Uśmiechnął się Bane. Jednym ruchem zgasił świece. Wayne pomógł mi wstać.
- Wi.. Widziałeś to?
- Oczywiście. Jak całą resztę – odparł beztrosko, sprzątając chuste i świeczki. Opadłam na krzesło, chcąc wszystko sobie poukładać.
- Te trzy wizje nie są do końca jasne. Jedna z nich była tą teraźniejszą. Za pewne ta pierwsza. Pozostałe dwie to bardzo prawdopodobna rzeczywistość. Wszystko zależy od twoich wyborów.
- To wiesz, gdzie oni są? – warknął Zayn.
- W istocie. – Uśmiechnął się mężczyzna, ignorując niemiły ton Łowcy. – Kochanieńka, czy zdajesz sobie sprawę, co to za miejsce? To, które przemierzałaś wraz z nimi?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Piekło.
- Piekło?
- Piekło.
- Piekło… znaczy Piekło? – zapytałam ponownie, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszałam.
- Najprawdziwsze. Z tego, co widziałem, ci dwoje zmierzali do wyjścia. Prawdopodobnie są już na powierzchni, więc spróbujcie się z nimi skontaktować. – Bane zabrał miecz z podłogi, wypowiedział kilka słów, po czym położył go na mapie Ameryki Północnej. Zalała się krwią. Pozostało jedno drobne miejsce, całkowicie czyste. – To tutaj są.