niedziela, 14 maja 2017

Epilog

Życie nie jest łatwe. Nie jest, jak baśń... Nie żyje się długo i szczęśliwie...
Ja też tak nie żyłam. Desperacko pragnęłam odrobiny szczęścia, przez co się stoczyłam. Prawda jest taka, że miałam szczęście, ale byłam tak wielką egoistką, że go nie zauważyłam.
Dzięki Lettie wróciłam tam, gdzie moje miejsce. To ona pokazała mi, że należy doceniać to, co się ma. I ja w końcu to doceniłam. Kiedy pokazałam się w domu, rodzice nie wierzyli, że chce z nimi zostać. W końcu ich przekonałam. Powoli odbudowywałam dawne relacje z ojcem. Jest naprawdę wspaniałym człowiekiem i.. kocha mnie. Teraz to widzę. 
Zayn i Harry sprowadzili z Alicante pozostałych. Zamieszkali niedaleko. Teraz jesteśmy sąsiadami. Zaprzyjaźniłam się z Lucy. Jest wspaniałą, ciepłą dziewczyną. Dokładnie taką, jaką przedstawiał ją Liam. Swoją drogą... po kilku tygodniach Lucy i Li zostali parą. Ku mojemu i Harry'ego zadowoleniu. Zayn nie był tak szczęśliwy, czego można było się po nim spodziewać. 
Co do Renesmee... Między nami nadal jest ciężko. Chwilami zachowujemy się jak siostry, a potem znów żremy się jak koty. Widać nasza relacja potrzebuje więcej czasu. 
- Niki? - uniosłam głowę znad pamiętnika, by spojrzeć na dziadka, który wtargnął do pokoju. - Potrzebujemy cię na dole.
- Już idę. - Schowałam pamiętnik pod poduszkę i razem z Carlisle'm ruszyłam na parter. Zdziwiłam się nieco, widząc rodzinę w komplecie. - To jakieś walne zgromadzenie? - Opadłam na kanapę obok Jaspera.
- Przecież Zayn dzwonił i prosił, żeby zebrać wszystkich w jednej sali.. - zaczął tata. Spojrzałam na niego zszokowana. Już wiem, o co chodzi Zaynowi. Problem w tym, że umawialiśmy się inaczej. Nie byłam na to gotowa... Z resztą oni wszyscy też nie. Tylko Wayne cieszył się, jak nienormalny... Usłyszałam, jak drzwi gwałtownie się otwierają. Chłopak zjawił się w pomieszczeniu.
- Cześć kochanie - wyciągnął do mnie ręce. Wstałam, obdarowując go wściekłym spojrzeniem. Ucałował mnie w policzek. Odwróciliśmy się do zgromadzonych. Staliśmy ramię w ramię, oboje milcząc. Nagle zabrakło mi języka. Jak poskładać wszystko w całość?
- No o co chodzi? - zniecierpliwił się Emmett. Carlisle uciszył go gestem. Zerknął na mnie z uśmiechem. On wiedział. Chciał dodać mi otuchy. Gdy kilka dni temu podał mi tą informację, byłam zszokowana. Jednak i ja i Zayn wiedzieliśmy, że damy sobie radę.
- Mamy dla was... informacje... - zaczął Łowca, pocierając moje ramię. I znów nastałą niezręczna cisza.
- Zaręczeni już jesteście... - powiedziała mama, wskazując pierścionek na moim palcu. - Ślub za dwa tygodnie, wszystko ustalone... Ni denerwujcie się tak...
- Nie o taką... informacje...
- Chyba nie.. - tata nagle wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. - Ty... - wycelował palec w Zayna.
- Kochanie usiądź... - poprosiła mama, podchodząc do niego. Poczułam, jak moje ręce zaczynają drżeć.
- Spokojnie - szepnął mi do ucha Wayne.
- Jakie spokojnie?! - warknął tata. - Nie masz jakiegoś pohamowania?! Czegokolwiek?!
- Jake przestań, robisz z igły widły!
- Nerwy nikomu nie pomogą... - dodała Rose.
- On...
- Chwilka! - przerwał Emmett. - Ktoś mi wyjaśni, o co chodzi? - zapytał.
- Jestem w ciąży... - szepnęłam, wtulając się w bluzkę Zayna.I po raz enty dzisiaj zapadła boląca cisza.
- Oh.. - przerwało ją westchnienie Ness. Pogładziła swój okrągły brzuch. - Witam w klubie...

###


Jak widzicie, to już definitywny koniec tej historii.
Chce wam bardzo podziękować za to, że byliście ze mną.
Słowa nie są w stanie wyrazić mojej wdzięczności za tak niesamowite wsparcie <33

poniedziałek, 13 lutego 2017

Lost me

Kiedy tylko opuściliśmy dom Magnusa Bane'a, pobiegłam do pierwszej lepszej budki telefonicznej i wybrałam numer mojej siostry. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się, że odbierze. I miałam rację. Po kolejnych trzech próbach dałam sobie spokój. Wróciłam do Zayn'a, który cały ten czas siedział nieruchomo na schodach.
- Co robimy? - Nałożyłam kaptur i zapięłam kurtkę. Nie, żeby było mi zimno, ale po co mi teraz rozgłos?
- Nie mam pojęcia – odparł chłopak. - Chyba pierwszy raz w swoim życiu nie mam pojęcia, co zrobić. Czuje się bezużyteczny....
- Ta.. Fajne uczucie, co? Czułam się tak te kilka lat, siedząc w Forks. Tak z innej beczki... Za co złamali wasze stele? - Zapytałam, szczerze zaciekawiona. Może w końcu dowiem się prawdy.
- Naprawdę mus...
- Muszę.
- Za kontakty z tobą – odparł, wpatrując się przed siebie. Spojrzałam na niego, próbując wyłapać brązowe oczy, lecz na marne.
- Nie rozumiem.
- Clave dowiedziało się o moim związku z tobą. Zareagowali nerwowo. I to bardzo. Chodź, bo przemarznę... - Wstał i wyciągnął dłoń. Zignorowałam ją i sama wstałam. Ramię w ramię ruszyliśmy przed siebie. - To dlatego kazano nam wracać do Alicante. Chcieli wytoczyć mi proces. A kiedy Clave wytacza komuś proces, wyrok jest zawsze ten sam. Z uwagi na to, że jestem starszym bratem Harry'ego, ukarano by nas obu. Jeśli głowa rodziny dostaje wyrok, cała rodzina cierpi. Dlatego Harry wziął winę na siebie. Jest młodszy, więc złamano tylko jego stelę. Mojej nie ruszyli...
- Zgodziłeś się na to? - zapytałam z niedowierzaniem. Zayn nigdy nie był osobą, która chowa się za kimś. Zawsze on nadstawiał karku.
- Tak. Nasze stele są ze sobą połączone. Jak to w rodzinie. Gdyby znaleźć dobrego rzemieślnika, wytworzyłby z jednej, mojej, dwie. Niestety zaufaliśmy nie tej osobie. Robotnik wydał nas Clave. Zabrali moją stele, złamali ją...
- Czy one naprawdę są takie ważne?
- Żartujesz sobie? - prychnął. - Nefilim bez steli jest jak... jak nie Nefilim. To dzięki nim rysujemy runy, dające szybkość, siłę, niewidzialność... Bez niej jestem jak potomek Razjela, ale bez mocy Razjela. Rozumiesz? To w pewnym sensie moja bateria... Nawet bramy nie mogę bez niej wyrysować... 
- Jesteś po prostu człowiekiem. - Kiwnęłam głową, gdy już wszystko zrozumiałam. Zerknęłam na Zayn'a który trząsł się z zimna. Zdjęłam kurtkę i oddałam mu ją. Spojrzał na mnie z wdzięcznością. Wydaje się taki... bezbronny... Skrzywdzony... Samotny... Zupenie jak ja, po ich wyjeździe, który był moją winą... Moją. Obwiniałam ich za coś, czego sama stałam się przyczyną. - Pojedźmy do miejsca, które wskazał nam Magnus. Tam zaczniemy poszukiwania.




Dotarliśmy do hotelu, w którym mogli zatrzymać się nasi uciekinierzy. Był w sumie niepozorny, taki bardziej motel... Lecz znajdował się niedaleko miejsca, w którym wyszli na powierzchnie. Nadal trudno mi w to uwierzyć. Staliśmy właśnie przed starszą, pulchną panią, która grzebała w kartotece i próbowała znaleźć nazwiska, które jej podaliśmy. Zaczęłam rozglądać się po przytulnym pomieszczeniu.Szerokie schody prowadziły na górę, skąd dobiegały nas czyjeś głosy.
- Mam tego dość! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Po chwili zjawiła się na szczycie schodów. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Zignorowała mnie i zbiegła na dół. Wyminęła mnie i stanęła za Zayn'em. - Przepraszam pana... - położyła dłoń na jego ramieniu. Wayne odwrócił się. Wypuścił z dłoni telefon. Jego oczy powiększyły się dwukrotnie. Nieznajoma wypuściła torbę z dłoni. Dopiero teraz zaczęłam zauważać to rażące podobieństwo. Te ciemne włosy... Taki sam kształt nosa. I identyczne oczy. Nie miałam wątpliwości, gdy dziewczyna zaniosła się głośnym płaczem, wpadając w ramiona Zayn'a. On objął ją tak, jakby już nigdy nie miał zamiaru puścić.
- Lucy! - rozbrzmiał męski głos. Ten rozpoznałam. Odwróciłam się na pięcie, napotykając chłopaka w loczkach. Wymieniłam z nim szybkie spojrzenie. - Pokój numer czternaście. - Pobiegłam na górę, pozostawiając rodzinę Wayne. Serce biło mi coraz szybciej. Wpadłam do pomieszczenia. Przy biurku siedziała Nicolette.
- Lettie! - zawołałam, podbiegając do niej. Natychmiast wstała i przytuliła mnie. Nareszcie poczułam błogi spokój. Moja siostrzyczka, moja słodka Lettie jest już bezpieczna. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
- Przepraszam cię... Tak bardzo cię przepraszam, Nina... - Smutek, malujący się w oczach mojej siostry, nie pozwolił mi się długo gniewać. Cieszyłam się po prostu, że mam ją ze sobą. Całą i zdrową.
- Już dobrze... - Założyłam kosmyk jej ciemnych włosów za ucho. - Chodź, odstawię cię do domu... - Chwyciłam dłoń Lettie i ruszyłam do wyjścia.
- Poczekaj - poprosiła. - W telewizji ogłosili, że opuściłaś zespół, to prawda?
W mojej głowie natychmiast pojawiły się wspomnienia z tamtej rozmowy. Kiedy postawiłam wszystko na jedną kartę, kiedy świadomie porzuciłam wymarzone życie, by ratować siostrę.
- Prawda. Wrócę do Londynu, znajdę mniejszy dom, znajdę pracę. Ułoży mi się, Letson, nie martw się.
- Nie, Nina. Wróć ze mną do Forks, wróć ze mną do domu...
- Nie mogę - uśmiechnęłam się przepraszająco. - To już nie jest mój dom, dziecinko - pogładziłam kościsty policzek Nicolette. - Pewne sprawy nigdy nie wrócą do dawnego porządku. Ja nie jestem już Dominicą. Nie mam nic z Blacków, z Cullenów... I... doceniam, że nadal we mnie wierzysz, ale to niepotrzebne.
- Wróć do nas Nin.. Niki. Potrzebujemy cię, a ty potrzebujesz nas... Razem z tego  wyjdziemy.Pomogę ci.  Tam dom twój, gdzie serce twoje... A twoje serce pozostało w Forks... Jesteś Dominica Black. Masz wojownicze serce Blacków i wrażliwą duszę Cullenów. Wróć ze mną...




niedziela, 5 lutego 2017

What are you doing here, Honey?

Myślę, że zanim przejdziecie do rozdziału, jeżeli w ogóle przejdziecie, to należą się wam wyjaśnienia. Zostawiłam tego bloga tak po prostu, bez słowa. Ignorując wszystko i wszystkich. Chce was za ta bardzo, bardzo przeprosić. Szczerze przeprosić. Mogłam napisać chociaż kilka słów. Naprawdę przepraszam. W moim życiu zaszło dużo gwałtownych zmian, chciałam odciąć sie od wszystkiego, sprawy sie pokomplikowały... Jeszcze raz bardzo przepraszam. Mam nadzieje że mi wybaczycie. Jeśli chodzi o Wasze blogi, to obiecuje że nadrobię. Musicie tylko dać mi trochę czasu.

Nie wiedziałam, gdzie ide. Nie wiedziałam, czy warto mu ufać. Choć rozsądek podpowiadał mi, że to duży błąd, serce zachowywało się nad wyraz spokojnie.
- Zostań tutaj. Zaniosę Elenę do szpitala i przyniosę ci jakieś ubrania. – Zayn zeskoczył na ziemie i zabrał Elenę. Nie podobał mi się pomysł z pozostawieniem jej w szpitalu, ale nie miałam wyboru. Tam będzie najbezpieczniejsza. Sytuacja, która miała miejsce kilka godzin temu, pokazała, że Ruda jest dla nas balastem. Nie możemy ciągle jej pilnować, równocześnie zabijając wrogów i poszukując mojej siostry.
Grzecznie czekałam, aż Zayn wróci z ubraniami. Dawno nie byłam wilkiem. Jednak musze przyznać, że podoba mi się to. Miło poczuć grunt pod dłońmi. Każdy, nawet najmniejszy szmer, słyszałam bardzo wyraźnie. Mój wzrok wyłapywał najbardziej odległe ruchy. Potrzebowałam tego, aby się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć.
- To wszystko, co mogłem przynieść. – Zza drzewa wyłonił się Zayn. Pod pachą trzymał coś, co przypominało mundur. Gdy rozprostował materiał, ujrzałam czarne spodnie, koszulkę i gigantyczną wojskową kurtkę. Ta podróż zapowiada się ciekawie.
••
Razem ruszyliśmy do ostatniego miejsca, z którego Harry kontaktował się z Zaynem. Okazało się, że Wayne opuścił je dziewięć dni temu. Z opowiadań starszej pani wynikało, że Łowca wyglądał na przestraszonego. Wyjechał w pospiechu, płacąc kobiecie za wysoki czynsz, za wynajem pokoju. Na szczęście kobieta pozwoliła przeszukać nam pokój, w którym zamieszkiwał nasz drogi zaginiony. Znaleźliśmy tam zakrwawione ostrze. Zayn wyjątkowo się ucieszył, gdy je podniósł. Wyjaśnił mi, że to rzecz, z którą Harry był związany. Jeśli zaniesiemy ją do czarownika, będzie on w stanie znaleźć Łowce.
Przyznam, że z nieco większym entuzjazmem, udaliśmy się do czarnoksiężnika imieniem Magnus Bane. Przyjął nas dość niechętnie, ale poprawił mu się humor, gdy obiecałam dać mu trochę swojej krwi do badań.
- Nie często odwiedza mnie Nefilim w towarzystwie Przeklętego. Jednakże za tak iście obiecującą zapłatę… - Podał mi fiolkę i nożyk. – Jestem w stanie wam pomóc. – Nacięłam skórę na dłoni. Kilka kropel wpadło do szklanego pojemnika, po czym rana się zagoiła. Jeszcze kilka razy powtórzyłam nacięcie. W końcu oddałam czarownikowi pełną fiolkę. – Jesteś słaby – mruknął, odkładając ją na półkę. Podszedł do stołu i usiadł, po czym dokładnie zaczął oglądać miecz. – Ale czegoż to można się spodziewać po Nocnym Łowcy bez steli… - Spojrzałam niespokojnie na Zayna, ale ten nie patrzył na mnie. Wpatrywał się w mężczyzne z kocimi oczami, który był jedyną szansą na odnalezienie naszego rodzeństwa. – Złamali wam wasze zabawki już kawał czasu temu. Twój brat wybabrał ten miecz w krwi… - Spojrzał na mnie, a jego oczy zabłysły. – W jej krwi?
- Mojej siostry – sprostowałam szybko, nie mogąc doczekać się dalszych rewelacji.
- To jest was więcej?!
- Do rzeczy, Magnus – upomniał go Zayn. – Możesz ich wytropić?
- Twój brat jest mądry… - Bane wydawał się zawiedziony. – Miecz jest naznaczony krwią dwóch różnych osób, z czego jedna jest przeklęta. Nocni Łowcy do wykrywania swoich używają anielskich metod, nie mylę się? Ja używam podobnych…
- Po naszemu? – zdenerwowałam się.
- Krew młodego Wayne’a jest przesączona krwią przeklętego. Anielskie metody nie wytropią przeklętego. Anielskie tropi anielskie, przeklęte tropi przeklęte. – Mężczyzna odłożył miecz na stół i wstał. Założył ręce do tyłu i spojrzał na nas z nutą współczucia.
- Istnieje inny sposób.. – szepnął Zayn. Bane zmarszczył brwi, lecz nie zaprzeczył. Powoli pokiwał głową. – Zrób to.
- Nie z tobą. Z nią.
- Co ze mną? – Ożywiłam się. Magnus wyciągnął do mnie dłoń, lecz na drodze stanął mu Zayn.
- Zabraniam. To mój brat.
- O co chodzi?!
- Zaklęcie z tobą, kochanieńki, nie uda się. Złamali wasze stele. Jakiekolwiek czarowanie z tobą w roli głównej źle się skończy. Znajdą cię. Jej nie znają. Nie namierzą…
- Jak to złamali wasze stele?! – Mój gniew i irytacja skupiły się teraz wyłącznie na Nefilim. Czyli to prawda.. Moje przeczucia były słuszne. Oszukał mnie. Nabroili. Oboje.
- Nina, później wszystko ci wyjaśnię, obiecuje… Ja…
- Ble, ble, ble.. – Mężczyzna zaabsorbowany swoimi paznokciami, przerwał naszą wymianę zdań. – Czas ucieka, gołąbeczki. Wasi uciekinierzy przemieszczają się. Rybeńko, zgadzasz się? – Utkwił we mnie swoje kocie spojrzenie.
- To pomoże znaleźć Lettie? – Bane kiwnął głową, po czym prawie niezauważalnie machnął dłonią. Książka z pobliskiej szafy wylądowała na stole, tak samo jak mała, ciemna szkatułka.
- To do roboty. – Magnus prawe natychmiast wziął się do pracy. Otworzył szkatułkę i wyciągnął z niej ciemną chustę z dziewięcioramienną, naszkicowaną na niej, gwiazdą. Wyczarował dziewięć świeczek, pokładał je wokół chusty i zapalił. Gestem nakazał mi usiąść na środku. Podał mi miecz, a sam stanął nade mną, z książką w dłoniach. Wyraźne, łacińskie słowa, stawały się coraz to bardziej odległe. Moje powieki były niesamowicie ciężkie. Za to małe, ciemne plamki stawały się coraz to bardziej wyraźne. Przemierzałam ciemne lochy wraz z Harrym i Lettie. Trzymali się za ręce. Niezbyt wyraźnie widziałam ich twarze, lecz wyraźnie dostrzegłam otoczenie. Ciemne mury, ubazgrane krwią. Osmolone drzwi wydawały się zamknięte od kilkuset lat. Czerwona poświata tańczyła na starych kamieniach.
- Już blisko.. Czuje to… Ufasz mi?
- Ufam ci Harry, jak nikomu innemu… - Nagle dołączył trzeci kształt. Następnie czwarty.
- Trzymajcie się blisko… Jeszcze tylko chwila… - Czerwona poświata niknęła. Jasne światełko, migocące w oddali, było coraz to bliższe. Przeszył mnie zimny dreszcz. Ktoś krzyknął, a dwie postacie z tyłu upadły. Obraz zaczął wirować. Nagle powrócił, wyraźny jak nigdy. Znajdowałam się na powierzchni, ale ból w klatce piersiowej nie pozwalał mi się skupić. Dostrzegłam czarne, gęste włosy. Był to mężczyzna. Odwrócił się w moją stronę. Tata. Z jego oczu leciała krew. Płakał krwią. Z wykrzywionych grymasem bólu ust wydobyły się słowa… Ty ją zabiłaś. Nagle obraz ojca zapadł się pod ziemie. Przede mną wyrósł mój rodzinny dom. Przez okna dostrzegłam Lettie, którą Harry nosił na rękach. Carlisle grał w szachy z Esme, Alice i Jasper, Emmett z Rosalie, tata i mama… wszyscy przysłuchiwali się grze pewnej dziewczyny. Dziewczyna odwróciła się do mnie i poznałam, że to ja. Nagle dom po prostu rozprysł się. Las przedzieliła jasna błyskawica, która spowodowała pożar. Dym ułożył się w napis. Porzućcie nadzieje wy, którzy tam wchodzicie. Kolejny piorun, który trafił prosto w palące się drzewo. Poczułam, jak cos mnie przygniata. Leży na mnie i nie zamierza ustąpić. Zaczęłam krzyczeć. Zmiażdżyło mi kości…
- Nina! Nina obudź się! – Otworzyłam oczy. Nade mną stał przerażony Zayn. Usiłował mnie przytulic, lecz szybko się odsunęłam.
- Spokojnie, kości masz całe. – Uśmiechnął się Bane. Jednym ruchem zgasił świece. Wayne pomógł mi wstać.
- Wi.. Widziałeś to?
- Oczywiście. Jak całą resztę – odparł beztrosko, sprzątając chuste i świeczki. Opadłam na krzesło, chcąc wszystko sobie poukładać.
- Te trzy wizje nie są do końca jasne. Jedna z nich była tą teraźniejszą. Za pewne ta pierwsza. Pozostałe dwie to bardzo prawdopodobna rzeczywistość. Wszystko zależy od twoich wyborów.
- To wiesz, gdzie oni są? – warknął Zayn.
- W istocie. – Uśmiechnął się mężczyzna, ignorując niemiły ton Łowcy. – Kochanieńka, czy zdajesz sobie sprawę, co to za miejsce? To, które przemierzałaś wraz z nimi?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Piekło.
- Piekło?
- Piekło.
- Piekło… znaczy Piekło? – zapytałam ponownie, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszałam.
- Najprawdziwsze. Z tego, co widziałem, ci dwoje zmierzali do wyjścia. Prawdopodobnie są już na powierzchni, więc spróbujcie się z nimi skontaktować. – Bane zabrał miecz z podłogi, wypowiedział kilka słów, po czym położył go na mapie Ameryki Północnej. Zalała się krwią. Pozostało jedno drobne miejsce, całkowicie czyste. – To tutaj są.

wtorek, 28 czerwca 2016

We have to go

- Elena, chodź! – złapałam dziewczynę za rękę i siłą ściągnęłam z łóżka. W jej oczach malował się szok. Bo skąd nabrałam nagle tyle siły? Wcisnęłam jej torebkę w ręce i pociągnęłam za sobą. O nic nie pytała. Po prostu biegła razem ze mną i z Zaynem przez bogate korytarze. W sumie, to nie wiedziałam, gdzie biegnę. Zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy za kolejnym zakrętem pojawiły się szklane drzwi. Zerknęłam niespokojnie na Zayna, ale on nie zwracał na nas uwagi. Szybko stłukł szybę i przeszedł przez swoje nowe „drzwi”. Zrobiłyśmy to samo.
- Dacie radę? – zapytał, kiedy we trójkę znaleźliśmy się przy balustradzie. Znajdowaliśmy się na czwartym piętrze.
- Mam skoczyć z czwartego piętra?! – warknęła Elena. – Pogięło cię?!
- Wejdziesz mi na plecy – zaproponował. – Tylko szybko!
- Nie dasz rady z nią na plecach! Ja ją wezmę!
- To jeszcze głupszy pomysł.. – roześmiała się histerycznie El. – Zabijesz nas!
- Jestem wampirem. Mnie nie da się zabić. Właź! – pochyliłam się, aby ułatwić jej wspięcie się na moje plecy.
- Za nic w świecie! Ja chce żyć…
- Za dużo gadacie… - Zayn chciał chwycić El w pasie, ale ja go uprzedziłam. Szybko wzięłam Rudą na ręce i zeskoczyłam z balkonu. Przez te kilka sekund, kiedy leciałam w dół, poczułam, że jestem naprawdę szczęśliwa. Wiatr we włosach.. To takie cudowne uczucie.
W chwili, gdy moje stopy dotknęły ziemi, obejrzałam się za siebie. Zayn był tuż za mną.
- Północ! – krzyknął, gdy znalazł się niedaleko. Kiwnęłam głową i pobiegłam w tamtą stronę. Praktycznie nie czułam, że trzymam Elenę.
- Są za nami – obok zjawił się Zayn. Nie spodziewałam się, że Nocni Łowcy są tak szybcy, jak wampiry.
- Jakiś plan?
- Mamy do przebycia dokładnie 1475 kilometrów.
- Nie możesz wyrysować tego… no… Magicznego… czegoś….
- Bramy? – uniósł brew.
- Właśnie! – krzyknęłam, słysząc słowo, które miałam na końcu języka.
- Nie mogę. Teraz na lewo. – posłuchałam chłopaka, ale niech nie myśli, że tak łatwo dam za wygraną.
- Dlaczego nie?! – warknęłam.
- Później ci wyjaśnię…
- Ale ja..
- Doganiają nas! – krzyknął. – Przyspiesz!
- Nie mogę…
- Trójka wampirów i jeden Łowca. Damy rade?
- Nie damy! – pisnęła Elena, która dotychczas siedziała cicho.
- Damy – powiedziałam twardo, po czym się zatrzymałam. Wyczaiłam stabilne drzewo, które utrzyma Elenę. Nie zwracając uwagi na jej krzyki i prośby, posadziłam ją tam. Sama zeskoczyłam na dół i stanęłam obok Zayna. – Bierzesz Łowcę… - szepnęłam, gdy znaleźli się kilkanaście metrów od nas. Zatrzymali się w odległości trzech metrów.
- Pan Wayne! – człowiek w białym płaszczu ściągnął kaptur. Wampiry natomiast pozostały w bezruchu. – Miło mi pana znów zobaczyć.
- Bez wzajemności, Roche – syknął Mulat.
- Mam propozycję – zielone oczy mężczyzny zaświeciły. – Wrócisz do Alicante, przyznasz, że się myliłeś, pomożesz znaleźć swojego brata, po czym mądrze zniesiesz jego karę, którą poniesie zgodnie z prawem. Ty zaś, po… drobnym zadośćuczynieniu, wrócisz do domu i będziesz żył długo i szczęśliwie. Przyznaj, mój drogi przyjacielu, że to propozycja nie do odrzucenia…
- Nie jesteśmy przyjaciółmi! – warknął Zayn. – Pozwoliłeś, aby skazali mojego brata! Za niewinność!!
- Oj, zła odpowiedź, panie Wayne.. A może Malik?
- Zamknij się!
- Panowie… - ów Roche dał znak wampirom, które zaczęły zbliżać się w naszą stronę. Sam mężczyzna natomiast założył z powrotem swój kaptur.
- Roche, wracaj tu! Wracaj tu ty tchórzu! – krzyczał za nim Zayn. Mężczyźni byli coraz bliżej. Z całej siły pragnęłam zamienić się w wilka, ale nic to nie dało.
- Co się dzieje? – wyszeptałam sama do siebie. Spróbowałam jeszcze raz, jednak przeszkodziło mi uderzenie obcego wampira. Cały gniew, który kumulował się we mnie przez ostatnie kilka tygodni, wyparował. Poczułam lekkość na sercu, do tego grunt pod dłońmi. Wokół mnie leżały strzępki ubrań. Udało się. Zmieniłam się w wilka. Na moją twarz wpełzł złośliwy uśmiech. Nie mają szans. Skoczyłam na wampira, który nie dość, że był zdezorientowany tym, co się przed chwilą stało, to jeszcze stracił równowagę. Skorzystałam z tego i wbiłam kły w jego czaszkę. Roztrzaskała się na kawałki. Wyplułam resztki tego świństwa, które zostało w moim pysku i skoczyłam na plecy drugiego, który zbliżał się do Zayna. Wylądowaliśmy na ziemi, a Wayne odciął mu głowę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu ostatniego. Nagle coś mi zaświtało.
- Elena! – krzyknęłam i w mgnieniu oka znalazłam się przy drzewie. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że słyszą mój krzyk, jako warknięcie. Rozejrzałam się niespokojnie. Na górze nikogo nie było.
- Nina! – zawołał mnie Zayn. Pobiegłam w stronę, z której dobiegał głos. Dostrzegłam chłopaka, który pochylał się nad obezwładnionym ciałem mojej przyjaciółki. Na moment serce podskoczyło mi do gardła.
- Ratuj ją Zayn! Błagam! – krzyczałam, choć wiedziałam, że Zayn usłyszy tylko skomlenie. Zerknął na mnie niespokojnie, jakby z oczu chciał wyczytać to, co chce mu powiedzieć.
- Spokojnie. Straciła pół litra krwi. Przeżyje – powiedział, unosząc swój miecz. Delikatnie naciął swój naskórek. Pojawiła się czerwona smuga. Spuścił krew ze swojej dłoni wprost w uchylone usta Eleny. – To ją wzmocni. A teraz musimy się zbierać. – chłopak wstał i włożył miecz na miejsce. Pochyliłam się, aby ułatwić mu wrzucenie El na mój grzbiet. Później wsiadł sam, po czym pobiegłam we wskazaną przez chłopaka stronę. Wiem jedno… jeżeli Elenie coś się stanie, to tylko przeze mnie.

piątek, 3 czerwca 2016

Nefilim?

- Znam bezpieczne miejsce.. Znam bezpieczne miejsce... - zaczęłam przedrzeźniać Zayn'a, przedzierając się przez najgorszą dzielnicę Londynu.
- Chcesz nas ukryć pod mostem, czy w kartonie? - prychnęła Elena.
- Już niedaleko - machnął na nas ręką.
- Kiedyś go zabiję... - dogoniłam El. - Przysięgam ci to. Wypatroszę i powieszę sobie na ścianie jako trofeum. A z jego włosów zrobię dywanik do łazienki.
- Wszystko słyszę! - zawołał chłopak. Zignorowałam go, dalej obmyślając najboleśniejsze sposoby ukatrupienia.
- Znam 72 sposoby na zabicie człowieka! - zawołał po chwili.- Nie zaskoczysz mnie... - wyciągnęłam ręce przed siebie, chcąc dosięgnąć jego szyi. Pragnęłam jak najmocniej ją ścisnąć i z radością obserwować, jak jego śliczniutka twarz sinieje z braku tlenu.
- Doprowadzi cię do siostry - przypomniała El. No tak. Jak zwykle ma racje. Westchnęłam i przyspieszyłam kroku. Po godzinie nużącego marszu wpadłam na czyjeś plecy. Oczywiście musiały należeć do Zayn'a, bo jakżeby inaczej. Przecież od kilku dni mam to "szczęście" wpadania na tego idiotę. Wzdrygnęłam się, po czym zrównałam się z nim. Uniosłam brew.
- Spisałeś się - przyznałam, gdy moim oczom ukazał się bogato zdobiony hotel. W oknach dostrzegłam czerwone zasłony. Przed wejściem stali dwaj panowie w eleganckich i bardzo, bardzo drogich garniturach. Na podjeździe stały zaledwie trzy samochody. Mimo to, od razu nabrałam większego entuzjazmu. Z szerokim uśmiechem dotarłam do schodów. Gdy postawiłam nogę na pierwszym stopniu, ON znów odważył się dotknąć mojej ręki.
- Słuchaj... - głęboko wciągnęłam powietrze.
- To hotel dla nadnaturalnych - przerwał mi. Jak on w ogóle śmie?! - Nas wpuszczą, ale z Eleną może być gorzej. Jesteś pół na pół, więc wystarczy, że pokażesz kły i zasugerujesz, że Elena to twoja dzisiejsza kolacja.
- Myślisz, że są tacy głupi? - odciągnęłam chłopaka dalej. Po chwili zorientowałam się, że trzymam go za rękę. Szybko cofnęłam się kilka kroków.
- Musimy spróbować. Tym hotelem rządzi wampir, jeżeli coś wyczują, sami spiją krew z El.
- To wiejmy stąd!
- Za późno - pokręcił głową. - Oni już wiedzą - delikatnie wskazał na mężczyzn, stojących przy wejściu. Oboje wykrzywili wargi w lekkim uśmiechu. Coś błysnęło. Kły.
- Ty to potrafisz wszystko spaprać! - warknęłam na niego.
- Przepraszam?! - zawołała zmachana Elena. Pokręciłam głową i podeszłam do niej.
- Chodź kochanie - objęłam ją ramieniem. Obie podążyłyśmy do wejścia. Gdy mijałyśmy krwiopijców, delikatnie ukazałam kły i wskazałam na El. Jeden z nich kiwnął głową. Obie przeszłyśmy przez drzwi. Natomiast, gdy Zayn chciał to zrobić, oboje go zatrzymali. Również przystanęłyśmy, by popatrzeć na całe to zjawisko.
- Nefilim - szepnął Zayn i podsunął rękaw, by pokazać tatuaże. Po chwili wszyscy troje znaleźliśmy się w pięknym holu, który wprost tonął w czerwieni. Wielkie schody, znajdujące się centralnie przed nami, wyglądały jak ze szczerego złota..

***

- Co oznacza Nefilim? - zagadnęła Elena, gdy obie siedziałyśmy w naszym pokoju hotelowym, oglądając kreskówki.
- To... - zawahałam się. - Takie hasło, może bardziej przywitanie. Zayn pochodzi z rodziny królewskiej. Mówiąc Nefilim, daje... znak... że oczekuje przyjęcia po królewsku. - skończyłam i szeroko się uśmiechnęłam. Dziewczyna westchnęła i usiadła naprzeciw mnie.
- Nie wierzę ci - również się uśmiechnęła. - Za długo się znamy. Choć potrafisz kłamać, mnie nie oszukasz...
- Nigdy bym ciebie nie okłamała.
- Po pierwsze: kim jest Zayn? Po drugie: co to za człowiek, którego spotkaliśmy w mieście? Po trzecie: czemu, kiedy przechodziłyśmy obok strażników, twoje oczy błysnęły czerwonym światłem? Po czwarte: czemu Zayn ma dziwne tatuaże?
- Ma tatuaże, bo jest świrem - wypaliłam. - Koniec bajki, dobranoc...
- Nina! - warknęła moja przyjaciółka. Wywróciłam oczami. Ruda nie da mi spokoju. Albo wszystko wyśpiewam, albo nie odezwie się do mnie już do końca mojego marnego życia.
- Tylko mi nie przerywaj - zastrzegłam. - Zayn to mój były. Zranił mnie i zostawił samą. Wyjechał. Ten człowiek, którego widzieliśmy to jeden z Braci Zayn'a. On należy do takiego.. zakonu... Walczy z ... przestępczością. Nie wiem, czemu moje oczy zaświeciły czerwienią. Nie sugeruj mi, że jestem nienormalna. Tatuaże to symbole zakonu. Ubzdurali sobie, że w czymś tam im pomagają...
- Okeej.. - dziewczyna pokiwała głową. - To było bardzo.. logiczne i spójne.
- No wiem - uśmiechnęłam się. Dobrze, że mi uwierzyła. Przecież nie powiem jej "No wiesz, jestem pół wilkołakiem pół wampirem, Zayn jest Nocnym Łowcą, czyli pół aniołem, który poluje na demony". Uznałaby mnie za psychicznie chorą. O ile już tak nie sądzi...
- Jestem zmęczona - przeciągnęła się. - Idę spać
- Jutro wstajemy o 5. - przypomniałam.
- Za jakie grzechy?!
- Ten hotel pełen jest.. - zacięłam się. Jeszcze chwila i faktycznie wypaplam Elenie wszystko o świecie nadnaturalnym. - Wrogów Zayna...
***

Punktualnie o 5 zadzwonił budzik. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, uprzednio zabierając ubrania. Szybko się przygotowałam i wróciłam do pokoju. Elenę zastałam na łóżku. Bawiła się swoim ukochanym misiem. Widząc, jak bardzo jest słodka i niewinna, zaczęłam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł, brać ją ze sobą.


 Usłyszałam szybkie kroki na korytarzu. Po chwili do pokoju wpadł Zayn.
- Wiejemy!

sobota, 14 maja 2016

You shouldn't

- Wiesz, czego najbardziej w tobie nie lubię? - zapytała Zayn'a gdy we trójkę przemierzaliśmy jedną z ulic China Town.
- Zaskocz mnie... - westchnął.
- Wszystkiego - wyszczerzyłam się.
- Faktycznie zaskakujące
- Długo będziemy się tak włóczyć bez celu? - zagaiła Elena.
- Szczerze, to nie wiem - wzruszyłam ramionami. Tym razem powiedziałam prawdę. To Zayn robił tu za przewodnika i szefa w jednym. A ja cierpliwie czekam na jego kolejny błąd, który z przyjemnością będę mu wypominać przy każdym naszym spotkaniu. Oczywiście mam nadzieję, że będzie ich niewiele. Nagle chłopak się zatrzymał. - Co tym razem? - warknęłam na niego. - Siku musisz?! Czy chlać?! Będziesz... - zignorował mnie i pociągnął za najbliższy róg. Elena pobiegła tuż za nami. Gdy tylko Zayn mnie puścił, wymierzyłam mu policzka. Zignorował to i lekko się wychylił.
- Co ty tam widzisz? - zapytała El i dołączyła do niego. Po chwili namysłu zrobiłam to samo. Dużo kolorowych stoisk, dużo ludzi. Lecz jedno mnie zastanowiło. Co robił tam człowiek w ciemnej pelerynie z kapturem i butach z XIX wieku? Przyleciał z Australii?
- To Strażnik - odpowiedział Zayn, jakby czytał mi w myślach.
- To idź się przywitać! - zawołałam i zdecydowanie ruszyłam w tamtą stronę. Mulat zatrzymał mnie. - Słuchaj, Malik! - warknęłam.
- Wayne... - wycedził. - Zwracaj się do mnie prawdziwym nazwiskiem.
- W nosie mam twoje prawdziwe i nieprawdziwe nazwisko. Zatrzymaj mnie jeszcze raz, a tego pożałujesz! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Jakim prawem mnie dotykasz?! Masz pozwolenie? Ciekawe, bo takie wydaję tylko ja, jasne? Chcesz stracić rękę? Czy wolisz nogę? Kiedyś ci się... - nie dokończyłam, gdy poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Mimowolnie zamknęłam oczy. Chciałam się od niego oderwać, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Mój oddech stał się przeraźliwie płytki. Łaknęłam więcej i więcej, choć jakaś część mnie nie zgadzała się na to.
- Przepraszam? - ocucił mnie dopiero głos mojej przyjaciółki. Zebrałam wszelkie siły i odepchnęłam go. Spojrzałam nienawistnie w jego oczy, po czym z niemałą odrazą otarłam usta.
- Nigdy więcej tego nie rób - poradziłam. Znów podeszłam, by przyjrzeć się nieznajomemu, lecz spotkała mnie niemiła niespodzianka. - Zniknął! - zacisnęłam ręce w pięści i odwróciłam się w stronę Wayne'a. - To twoja wina, ty gnido. Jeśli coś stanie się mojej siostrze, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Twoja, rozumiesz? - nieprzytomnie pokiwał głową. - Możesz być z siebie dumny. ruszyłam przed siebie, a tuż za mną szła Elena.
- Gdzie my tak właściwie idziemy? - zapytała Ruda.
- Do hotelu - wzruszyłam ramionami. - Nadchodzi wieczór, a ja nie mam zamiaru spać na ulicy, jak bezdomny.
- No tak. - po chwili poczułam, jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Zacisnęłam zęby i gotowa obrzucić Zayn'a najgorszymi wyzwiskami, odwróciłam się. - Ty... - byłam zaskoczona, gdy przede mną stał chłopak o kilka lat ode mnie młodszy, z szerokim uśmiechem na twarzy i aparatem w ręku.
- Ty jesteś Nina, prawda? - zaszczebiotał wesoło. No tak, zapomniałam. Przecież jestem sławna. Nie wolno mi paradować ot tak po wielkim mieście.
- Zdjęcie? - zapytałam, wskazując aparat.
- Tak, ja... Po prostu...
- Nie gniewaj się, kochany, ale ciut mi się spieszy... Rozumiesz? - mina chłopaka zrzedła, ale mimo wszystko podał Elenie aparat, by zrobiła nam zdjęcie. Gdy się go pozbyłam, zjawił się Zayn.
- Nie możemy iść do hotelu. Znam bezpieczne miejsce, chodźcie.

piątek, 8 kwietnia 2016

You can't do this!

- Słuchaj, muszę się skontaktować z... - Elena spojrzała na mnie.
- Zaynem Waynem. - szepnęłam.
- Zayn Wayne.. - powtórzyła. Nastała chwila ciszy. - Malik? Okeej... Zayn Malik... Żartujesz? Dzięki kochany! Narazie. - dziewczyna odłożyła telefon, po czym uradowana spojrzała na mnie.
- Malik? - uniosłam brew. Dziewczyna przytaknęła.
- Zayn Malik, lat 20, Mulat, czarne włosy, brązowe oczy, lekki zarost. To jego szukamy?
- Jego. - pokiwałam głową, a w moim sercu odżyła nadzieja. Jesli znajdę Zayna, znajdziemy Harry'ego, a z nim będzie Lettie. Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Dosłowni godzinę temu rozmawiał z moim przyjacielem. Z tego co wiem, chciał na własną rękę rozpocząć poszukiwania brata. Dan podał mi adres hotelu. Możliwe, że jeszcze go złapiemy.
- To na co czekasz?! - wstałam i chwyciłam dziewczynę za rękę.
- Poczekaj! - El przytrzymała mnie. - Pojutrze trasa koncertowa.
- Cholera...

***

- Jesli rozumiem... Prosisz mnie o wolne od trasy koncertowej? - manager uniósł brew.
- Tak, właśnie. Mam poważne problemy rodzinne i... Naprawde muszę.
- Jasne. - mężczyzna ciepło się uśmiechnął.
- Naprawde? - odetchnęłam. Juz chciałam przytulić Tonny'ego, ale przypomniałam sobie jedną, bardzo istotną rzeczy. Tonny Smith nie jest miły. To najsurowszy szef na świecie.
- Prędzej to mi taczka po oku przejedzie. - puścił mi oczko. - Wskakuj w strój i nie pajacuj, dziecinko. - odwrócił się z zamiarem odejścia. Zatrzymałam go, stając przed nim. Moje serce przyspieszyło, a ja coraz bardziej zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co zaraz powiem. Postanowiłam wszystko rzucić na jedną kartę. Co mi przyjdzie z kariery i sławy, jeśli nabiją mnie na pal za zgubienie własnej siostry... Co mi przyjdzie ze spełniania marzeń, jeśli kibicującej Lettie nie będzie obok?
- W takim razie... - przełknęłam ślinę. - Odchodzę z zespołu.
- Odchodzisz? - Tonny uniósł brew.
- Tak, właśnie. - kiwnęłam głową.
- Dobrze. Nie ma problemu. Papiery wyśle ci pocztą, bo nie mam czasu.
- Czekaj... Co? -zmarszczyłam brwi. - Mówię ci, że odchodzę, a ty tak po prostu na to pozwalasz?
- Dokładnie. Zespół radził sobie juz przed tobą, więc poradzą sobie i bez ciebie.
- Pieprz się. - warknęłam, po czym ruszyłam do wyjścia. Dopiero w samochodzie zdałam sobie sprawę, co się właśnie stało. Odeszłam. Zostawiłam zespół.Tak po prostu porzuciłam marzenia... Bez powodu? Nie do końca... Jest jeden powód: moja siostra. Wbrew wszelkim pozorom została we mnie resztka uczuć. Skrywała się tak głęboko, że sama nie miałam o niej pojęcia.Miłość do rodziny. Do mamy, taty, a szczególnie do Lettie. Teraz nie liczę się ja, tylko ona. Znajdę moją siostrę i odstawię ją bezpiecznie do domu. A potem raz na zawsze skończę to, co powinnam. Pokażę Nocnym Łowcom, gdzie ich miejsce.
- Ej,żyjesz?! - Elena uderzyła mnie w twarz.
- Pogięło?! - oburzyłam się. Zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce. Może i Elena jest chuderlakiem, ale ma sporo krzepy. Na jej twarz wkradł się nikł uśmieszek, lecz po chwili znów przybrała kamienny wyraz.
- I jak? - ponagliła mnie przyjaciółka. Westchnęłam.
- Odeszłam z zespołu. - El wpierw zrobiła duże oczy, po czym otworzyła buzię. Przez długi czas nie mogła wydusić z siebie zdania.
- Jesteś gotowa? Aż tak się poświęcać?
- To moja siostra.
- Wiem... - przejechała dłonią po rudych włosach. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wyszperałam z kieszeni kartkę z adresem hotelu Zayna i podałam kierowcy.
- Nina... - zaczęła znów dziewczyna.
- Chcesz wrócić na próbę? - uśmiechnęłam się smutno. Na jej miejscu zrobiłabym to samo. Nie zaprzepaściłabym kariery na rzecz osoby, której prawie w ogóle nie znam. - Dojedziemy do hotelu i mój kierowca cię odwiezie.
- Dzięki. - kiwnęła głową i nie odzywała się juz więcej. Ja tym bardziej.  Musiałam przygotować się na to, że zów wrócę do tamtego życia. Świta nadprzyrodzony, niebezpieczeństwo, wilki, wampiry, zupełnie inna rzeczywistość. Tak bardzo chciałam się od niej oderwać, i co? I tak i tak do niej wróciłam. Po chwili byliśmy już na miejscu. Otworzyłam drzwi i opuściłam samochód, nie patrząc na Elenę. Przywiązałam się do niej, ale nie mogę okazywać słabości. Pewnym krokiem weszłam do hotelu. Ruszyłam do recepcji. Tam zastałam czarną czuprynę. W duchu dziękowałam, że Malik jeszcze tu jest. Stanęłam obok. Po chwili odwrócił się w moją stronę.
- Mam pierwszy trop. Zaczyna się w China Town. - pokazał mi kartkę, na której widniały chińskie napisy.
- Powodzenia z odczytywaniem. - parsknęłam. - Idziemy, czy będziesz stał i się gapił jak wół na malowane wrota?
- Idziemy. - przytaknął. Oboje podążyliśmy do wyjścia. Na schodach natknęłam się na Elenę. Nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- Potrzebujesz kasy? - skrzyżowałam ręce na piersi. Może to i było chamskie, ale cóż... Po co Elena miała na mnie czekać?
- Idę z wami. Odnajdę twoją siostrę.
- Jesteś szalona. -zaśmiałam się.
- Właśnie dlatego się przyjaźnimy.
- To niebezpieczne.
 - Właśnie dlatego nie puszczę cię samej.