niedziela, 5 lutego 2017

What are you doing here, Honey?

Myślę, że zanim przejdziecie do rozdziału, jeżeli w ogóle przejdziecie, to należą się wam wyjaśnienia. Zostawiłam tego bloga tak po prostu, bez słowa. Ignorując wszystko i wszystkich. Chce was za ta bardzo, bardzo przeprosić. Szczerze przeprosić. Mogłam napisać chociaż kilka słów. Naprawdę przepraszam. W moim życiu zaszło dużo gwałtownych zmian, chciałam odciąć sie od wszystkiego, sprawy sie pokomplikowały... Jeszcze raz bardzo przepraszam. Mam nadzieje że mi wybaczycie. Jeśli chodzi o Wasze blogi, to obiecuje że nadrobię. Musicie tylko dać mi trochę czasu.

Nie wiedziałam, gdzie ide. Nie wiedziałam, czy warto mu ufać. Choć rozsądek podpowiadał mi, że to duży błąd, serce zachowywało się nad wyraz spokojnie.
- Zostań tutaj. Zaniosę Elenę do szpitala i przyniosę ci jakieś ubrania. – Zayn zeskoczył na ziemie i zabrał Elenę. Nie podobał mi się pomysł z pozostawieniem jej w szpitalu, ale nie miałam wyboru. Tam będzie najbezpieczniejsza. Sytuacja, która miała miejsce kilka godzin temu, pokazała, że Ruda jest dla nas balastem. Nie możemy ciągle jej pilnować, równocześnie zabijając wrogów i poszukując mojej siostry.
Grzecznie czekałam, aż Zayn wróci z ubraniami. Dawno nie byłam wilkiem. Jednak musze przyznać, że podoba mi się to. Miło poczuć grunt pod dłońmi. Każdy, nawet najmniejszy szmer, słyszałam bardzo wyraźnie. Mój wzrok wyłapywał najbardziej odległe ruchy. Potrzebowałam tego, aby się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć.
- To wszystko, co mogłem przynieść. – Zza drzewa wyłonił się Zayn. Pod pachą trzymał coś, co przypominało mundur. Gdy rozprostował materiał, ujrzałam czarne spodnie, koszulkę i gigantyczną wojskową kurtkę. Ta podróż zapowiada się ciekawie.
••
Razem ruszyliśmy do ostatniego miejsca, z którego Harry kontaktował się z Zaynem. Okazało się, że Wayne opuścił je dziewięć dni temu. Z opowiadań starszej pani wynikało, że Łowca wyglądał na przestraszonego. Wyjechał w pospiechu, płacąc kobiecie za wysoki czynsz, za wynajem pokoju. Na szczęście kobieta pozwoliła przeszukać nam pokój, w którym zamieszkiwał nasz drogi zaginiony. Znaleźliśmy tam zakrwawione ostrze. Zayn wyjątkowo się ucieszył, gdy je podniósł. Wyjaśnił mi, że to rzecz, z którą Harry był związany. Jeśli zaniesiemy ją do czarownika, będzie on w stanie znaleźć Łowce.
Przyznam, że z nieco większym entuzjazmem, udaliśmy się do czarnoksiężnika imieniem Magnus Bane. Przyjął nas dość niechętnie, ale poprawił mu się humor, gdy obiecałam dać mu trochę swojej krwi do badań.
- Nie często odwiedza mnie Nefilim w towarzystwie Przeklętego. Jednakże za tak iście obiecującą zapłatę… - Podał mi fiolkę i nożyk. – Jestem w stanie wam pomóc. – Nacięłam skórę na dłoni. Kilka kropel wpadło do szklanego pojemnika, po czym rana się zagoiła. Jeszcze kilka razy powtórzyłam nacięcie. W końcu oddałam czarownikowi pełną fiolkę. – Jesteś słaby – mruknął, odkładając ją na półkę. Podszedł do stołu i usiadł, po czym dokładnie zaczął oglądać miecz. – Ale czegoż to można się spodziewać po Nocnym Łowcy bez steli… - Spojrzałam niespokojnie na Zayna, ale ten nie patrzył na mnie. Wpatrywał się w mężczyzne z kocimi oczami, który był jedyną szansą na odnalezienie naszego rodzeństwa. – Złamali wam wasze zabawki już kawał czasu temu. Twój brat wybabrał ten miecz w krwi… - Spojrzał na mnie, a jego oczy zabłysły. – W jej krwi?
- Mojej siostry – sprostowałam szybko, nie mogąc doczekać się dalszych rewelacji.
- To jest was więcej?!
- Do rzeczy, Magnus – upomniał go Zayn. – Możesz ich wytropić?
- Twój brat jest mądry… - Bane wydawał się zawiedziony. – Miecz jest naznaczony krwią dwóch różnych osób, z czego jedna jest przeklęta. Nocni Łowcy do wykrywania swoich używają anielskich metod, nie mylę się? Ja używam podobnych…
- Po naszemu? – zdenerwowałam się.
- Krew młodego Wayne’a jest przesączona krwią przeklętego. Anielskie metody nie wytropią przeklętego. Anielskie tropi anielskie, przeklęte tropi przeklęte. – Mężczyzna odłożył miecz na stół i wstał. Założył ręce do tyłu i spojrzał na nas z nutą współczucia.
- Istnieje inny sposób.. – szepnął Zayn. Bane zmarszczył brwi, lecz nie zaprzeczył. Powoli pokiwał głową. – Zrób to.
- Nie z tobą. Z nią.
- Co ze mną? – Ożywiłam się. Magnus wyciągnął do mnie dłoń, lecz na drodze stanął mu Zayn.
- Zabraniam. To mój brat.
- O co chodzi?!
- Zaklęcie z tobą, kochanieńki, nie uda się. Złamali wasze stele. Jakiekolwiek czarowanie z tobą w roli głównej źle się skończy. Znajdą cię. Jej nie znają. Nie namierzą…
- Jak to złamali wasze stele?! – Mój gniew i irytacja skupiły się teraz wyłącznie na Nefilim. Czyli to prawda.. Moje przeczucia były słuszne. Oszukał mnie. Nabroili. Oboje.
- Nina, później wszystko ci wyjaśnię, obiecuje… Ja…
- Ble, ble, ble.. – Mężczyzna zaabsorbowany swoimi paznokciami, przerwał naszą wymianę zdań. – Czas ucieka, gołąbeczki. Wasi uciekinierzy przemieszczają się. Rybeńko, zgadzasz się? – Utkwił we mnie swoje kocie spojrzenie.
- To pomoże znaleźć Lettie? – Bane kiwnął głową, po czym prawie niezauważalnie machnął dłonią. Książka z pobliskiej szafy wylądowała na stole, tak samo jak mała, ciemna szkatułka.
- To do roboty. – Magnus prawe natychmiast wziął się do pracy. Otworzył szkatułkę i wyciągnął z niej ciemną chustę z dziewięcioramienną, naszkicowaną na niej, gwiazdą. Wyczarował dziewięć świeczek, pokładał je wokół chusty i zapalił. Gestem nakazał mi usiąść na środku. Podał mi miecz, a sam stanął nade mną, z książką w dłoniach. Wyraźne, łacińskie słowa, stawały się coraz to bardziej odległe. Moje powieki były niesamowicie ciężkie. Za to małe, ciemne plamki stawały się coraz to bardziej wyraźne. Przemierzałam ciemne lochy wraz z Harrym i Lettie. Trzymali się za ręce. Niezbyt wyraźnie widziałam ich twarze, lecz wyraźnie dostrzegłam otoczenie. Ciemne mury, ubazgrane krwią. Osmolone drzwi wydawały się zamknięte od kilkuset lat. Czerwona poświata tańczyła na starych kamieniach.
- Już blisko.. Czuje to… Ufasz mi?
- Ufam ci Harry, jak nikomu innemu… - Nagle dołączył trzeci kształt. Następnie czwarty.
- Trzymajcie się blisko… Jeszcze tylko chwila… - Czerwona poświata niknęła. Jasne światełko, migocące w oddali, było coraz to bliższe. Przeszył mnie zimny dreszcz. Ktoś krzyknął, a dwie postacie z tyłu upadły. Obraz zaczął wirować. Nagle powrócił, wyraźny jak nigdy. Znajdowałam się na powierzchni, ale ból w klatce piersiowej nie pozwalał mi się skupić. Dostrzegłam czarne, gęste włosy. Był to mężczyzna. Odwrócił się w moją stronę. Tata. Z jego oczu leciała krew. Płakał krwią. Z wykrzywionych grymasem bólu ust wydobyły się słowa… Ty ją zabiłaś. Nagle obraz ojca zapadł się pod ziemie. Przede mną wyrósł mój rodzinny dom. Przez okna dostrzegłam Lettie, którą Harry nosił na rękach. Carlisle grał w szachy z Esme, Alice i Jasper, Emmett z Rosalie, tata i mama… wszyscy przysłuchiwali się grze pewnej dziewczyny. Dziewczyna odwróciła się do mnie i poznałam, że to ja. Nagle dom po prostu rozprysł się. Las przedzieliła jasna błyskawica, która spowodowała pożar. Dym ułożył się w napis. Porzućcie nadzieje wy, którzy tam wchodzicie. Kolejny piorun, który trafił prosto w palące się drzewo. Poczułam, jak cos mnie przygniata. Leży na mnie i nie zamierza ustąpić. Zaczęłam krzyczeć. Zmiażdżyło mi kości…
- Nina! Nina obudź się! – Otworzyłam oczy. Nade mną stał przerażony Zayn. Usiłował mnie przytulic, lecz szybko się odsunęłam.
- Spokojnie, kości masz całe. – Uśmiechnął się Bane. Jednym ruchem zgasił świece. Wayne pomógł mi wstać.
- Wi.. Widziałeś to?
- Oczywiście. Jak całą resztę – odparł beztrosko, sprzątając chuste i świeczki. Opadłam na krzesło, chcąc wszystko sobie poukładać.
- Te trzy wizje nie są do końca jasne. Jedna z nich była tą teraźniejszą. Za pewne ta pierwsza. Pozostałe dwie to bardzo prawdopodobna rzeczywistość. Wszystko zależy od twoich wyborów.
- To wiesz, gdzie oni są? – warknął Zayn.
- W istocie. – Uśmiechnął się mężczyzna, ignorując niemiły ton Łowcy. – Kochanieńka, czy zdajesz sobie sprawę, co to za miejsce? To, które przemierzałaś wraz z nimi?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Piekło.
- Piekło?
- Piekło.
- Piekło… znaczy Piekło? – zapytałam ponownie, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszałam.
- Najprawdziwsze. Z tego, co widziałem, ci dwoje zmierzali do wyjścia. Prawdopodobnie są już na powierzchni, więc spróbujcie się z nimi skontaktować. – Bane zabrał miecz z podłogi, wypowiedział kilka słów, po czym położył go na mapie Ameryki Północnej. Zalała się krwią. Pozostało jedno drobne miejsce, całkowicie czyste. – To tutaj są.

1 komentarz:

  1. Jak się cieszę, że wreszcie wróciłaś! Rozdział świetny. Robi się coraz bardziej tajemniczo. Widać, że fabuła tego wykracza już daleko poza "Zmierzch" a to w sumie dobrze. Będzie ciekawiej. Czekam na next ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń