- Elena, chodź! – złapałam dziewczynę za rękę i siłą ściągnęłam z łóżka. W jej oczach malował się szok. Bo skąd nabrałam nagle tyle siły? Wcisnęłam jej torebkę w ręce i pociągnęłam za sobą. O nic nie pytała. Po prostu biegła razem ze mną i z Zaynem przez bogate korytarze. W sumie, to nie wiedziałam, gdzie biegnę. Zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy za kolejnym zakrętem pojawiły się szklane drzwi. Zerknęłam niespokojnie na Zayna, ale on nie zwracał na nas uwagi. Szybko stłukł szybę i przeszedł przez swoje nowe „drzwi”. Zrobiłyśmy to samo.
- Dacie radę? – zapytał, kiedy we trójkę znaleźliśmy się przy balustradzie. Znajdowaliśmy się na czwartym piętrze.
- Mam skoczyć z czwartego piętra?! – warknęła Elena. – Pogięło cię?!
- Wejdziesz mi na plecy – zaproponował. – Tylko szybko!
- Nie dasz rady z nią na plecach! Ja ją wezmę!
- To jeszcze głupszy pomysł.. – roześmiała się histerycznie El. – Zabijesz nas!
- Jestem wampirem. Mnie nie da się zabić. Właź! – pochyliłam się, aby ułatwić jej wspięcie się na moje plecy.
- Za nic w świecie! Ja chce żyć…
- Za dużo gadacie… - Zayn chciał chwycić El w pasie, ale ja go uprzedziłam. Szybko wzięłam Rudą na ręce i zeskoczyłam z balkonu. Przez te kilka sekund, kiedy leciałam w dół, poczułam, że jestem naprawdę szczęśliwa. Wiatr we włosach.. To takie cudowne uczucie.
W chwili, gdy moje stopy dotknęły ziemi, obejrzałam się za siebie. Zayn był tuż za mną.
- Północ! – krzyknął, gdy znalazł się niedaleko. Kiwnęłam głową i pobiegłam w tamtą stronę. Praktycznie nie czułam, że trzymam Elenę.
- Są za nami – obok zjawił się Zayn. Nie spodziewałam się, że Nocni Łowcy są tak szybcy, jak wampiry.
- Jakiś plan?
- Mamy do przebycia dokładnie 1475 kilometrów.
- Nie możesz wyrysować tego… no… Magicznego… czegoś….
- Bramy? – uniósł brew.
- Właśnie! – krzyknęłam, słysząc słowo, które miałam na końcu języka.
- Nie mogę. Teraz na lewo. – posłuchałam chłopaka, ale niech nie myśli, że tak łatwo dam za wygraną.
- Dlaczego nie?! – warknęłam.
- Później ci wyjaśnię…
- Ale ja..
- Doganiają nas! – krzyknął. – Przyspiesz!
- Nie mogę…
- Trójka wampirów i jeden Łowca. Damy rade?
- Nie damy! – pisnęła Elena, która dotychczas siedziała cicho.
- Damy – powiedziałam twardo, po czym się zatrzymałam. Wyczaiłam stabilne drzewo, które utrzyma Elenę. Nie zwracając uwagi na jej krzyki i prośby, posadziłam ją tam. Sama zeskoczyłam na dół i stanęłam obok Zayna. – Bierzesz Łowcę… - szepnęłam, gdy znaleźli się kilkanaście metrów od nas. Zatrzymali się w odległości trzech metrów.
- Pan Wayne! – człowiek w białym płaszczu ściągnął kaptur. Wampiry natomiast pozostały w bezruchu. – Miło mi pana znów zobaczyć.
- Bez wzajemności, Roche – syknął Mulat.
- Mam propozycję – zielone oczy mężczyzny zaświeciły. – Wrócisz do Alicante, przyznasz, że się myliłeś, pomożesz znaleźć swojego brata, po czym mądrze zniesiesz jego karę, którą poniesie zgodnie z prawem. Ty zaś, po… drobnym zadośćuczynieniu, wrócisz do domu i będziesz żył długo i szczęśliwie. Przyznaj, mój drogi przyjacielu, że to propozycja nie do odrzucenia…
- Nie jesteśmy przyjaciółmi! – warknął Zayn. – Pozwoliłeś, aby skazali mojego brata! Za niewinność!!
- Oj, zła odpowiedź, panie Wayne.. A może Malik?
- Zamknij się!
- Panowie… - ów Roche dał znak wampirom, które zaczęły zbliżać się w naszą stronę. Sam mężczyzna natomiast założył z powrotem swój kaptur.
- Roche, wracaj tu! Wracaj tu ty tchórzu! – krzyczał za nim Zayn. Mężczyźni byli coraz bliżej. Z całej siły pragnęłam zamienić się w wilka, ale nic to nie dało.
- Co się dzieje? – wyszeptałam sama do siebie. Spróbowałam jeszcze raz, jednak przeszkodziło mi uderzenie obcego wampira. Cały gniew, który kumulował się we mnie przez ostatnie kilka tygodni, wyparował. Poczułam lekkość na sercu, do tego grunt pod dłońmi. Wokół mnie leżały strzępki ubrań. Udało się. Zmieniłam się w wilka. Na moją twarz wpełzł złośliwy uśmiech. Nie mają szans. Skoczyłam na wampira, który nie dość, że był zdezorientowany tym, co się przed chwilą stało, to jeszcze stracił równowagę. Skorzystałam z tego i wbiłam kły w jego czaszkę. Roztrzaskała się na kawałki. Wyplułam resztki tego świństwa, które zostało w moim pysku i skoczyłam na plecy drugiego, który zbliżał się do Zayna. Wylądowaliśmy na ziemi, a Wayne odciął mu głowę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu ostatniego. Nagle coś mi zaświtało.
- Elena! – krzyknęłam i w mgnieniu oka znalazłam się przy drzewie. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że słyszą mój krzyk, jako warknięcie. Rozejrzałam się niespokojnie. Na górze nikogo nie było.
- Nina! – zawołał mnie Zayn. Pobiegłam w stronę, z której dobiegał głos. Dostrzegłam chłopaka, który pochylał się nad obezwładnionym ciałem mojej przyjaciółki. Na moment serce podskoczyło mi do gardła.
- Ratuj ją Zayn! Błagam! – krzyczałam, choć wiedziałam, że Zayn usłyszy tylko skomlenie. Zerknął na mnie niespokojnie, jakby z oczu chciał wyczytać to, co chce mu powiedzieć.
- Spokojnie. Straciła pół litra krwi. Przeżyje – powiedział, unosząc swój miecz. Delikatnie naciął swój naskórek. Pojawiła się czerwona smuga. Spuścił krew ze swojej dłoni wprost w uchylone usta Eleny. – To ją wzmocni. A teraz musimy się zbierać. – chłopak wstał i włożył miecz na miejsce. Pochyliłam się, aby ułatwić mu wrzucenie El na mój grzbiet. Później wsiadł sam, po czym pobiegłam we wskazaną przez chłopaka stronę. Wiem jedno… jeżeli Elenie coś się stanie, to tylko przeze mnie.
wtorek, 28 czerwca 2016
piątek, 3 czerwca 2016
Nefilim?
- Znam bezpieczne miejsce.. Znam bezpieczne miejsce... - zaczęłam przedrzeźniać Zayn'a, przedzierając się przez najgorszą dzielnicę Londynu.
- Chcesz nas ukryć pod mostem, czy w kartonie? - prychnęła Elena.
- Już niedaleko - machnął na nas ręką.
- Kiedyś go zabiję... - dogoniłam El. - Przysięgam ci to. Wypatroszę i powieszę sobie na ścianie jako trofeum. A z jego włosów zrobię dywanik do łazienki.
- Wszystko słyszę! - zawołał chłopak. Zignorowałam go, dalej obmyślając najboleśniejsze sposoby ukatrupienia.
- Znam 72 sposoby na zabicie człowieka! - zawołał po chwili.- Nie zaskoczysz mnie... - wyciągnęłam ręce przed siebie, chcąc dosięgnąć jego szyi. Pragnęłam jak najmocniej ją ścisnąć i z radością obserwować, jak jego śliczniutka twarz sinieje z braku tlenu.
- Doprowadzi cię do siostry - przypomniała El. No tak. Jak zwykle ma racje. Westchnęłam i przyspieszyłam kroku. Po godzinie nużącego marszu wpadłam na czyjeś plecy. Oczywiście musiały należeć do Zayn'a, bo jakżeby inaczej. Przecież od kilku dni mam to "szczęście" wpadania na tego idiotę. Wzdrygnęłam się, po czym zrównałam się z nim. Uniosłam brew.
- Spisałeś się - przyznałam, gdy moim oczom ukazał się bogato zdobiony hotel. W oknach dostrzegłam czerwone zasłony. Przed wejściem stali dwaj panowie w eleganckich i bardzo, bardzo drogich garniturach. Na podjeździe stały zaledwie trzy samochody. Mimo to, od razu nabrałam większego entuzjazmu. Z szerokim uśmiechem dotarłam do schodów. Gdy postawiłam nogę na pierwszym stopniu, ON znów odważył się dotknąć mojej ręki.
- Słuchaj... - głęboko wciągnęłam powietrze.
- To hotel dla nadnaturalnych - przerwał mi. Jak on w ogóle śmie?! - Nas wpuszczą, ale z Eleną może być gorzej. Jesteś pół na pół, więc wystarczy, że pokażesz kły i zasugerujesz, że Elena to twoja dzisiejsza kolacja.
- Myślisz, że są tacy głupi? - odciągnęłam chłopaka dalej. Po chwili zorientowałam się, że trzymam go za rękę. Szybko cofnęłam się kilka kroków.
- Musimy spróbować. Tym hotelem rządzi wampir, jeżeli coś wyczują, sami spiją krew z El.
- To wiejmy stąd!
- Za późno - pokręcił głową. - Oni już wiedzą - delikatnie wskazał na mężczyzn, stojących przy wejściu. Oboje wykrzywili wargi w lekkim uśmiechu. Coś błysnęło. Kły.
- Ty to potrafisz wszystko spaprać! - warknęłam na niego.
- Przepraszam?! - zawołała zmachana Elena. Pokręciłam głową i podeszłam do niej.
- Chodź kochanie - objęłam ją ramieniem. Obie podążyłyśmy do wejścia. Gdy mijałyśmy krwiopijców, delikatnie ukazałam kły i wskazałam na El. Jeden z nich kiwnął głową. Obie przeszłyśmy przez drzwi. Natomiast, gdy Zayn chciał to zrobić, oboje go zatrzymali. Również przystanęłyśmy, by popatrzeć na całe to zjawisko.
- Nefilim - szepnął Zayn i podsunął rękaw, by pokazać tatuaże. Po chwili wszyscy troje znaleźliśmy się w pięknym holu, który wprost tonął w czerwieni. Wielkie schody, znajdujące się centralnie przed nami, wyglądały jak ze szczerego złota..
***
- Co oznacza Nefilim? - zagadnęła Elena, gdy obie siedziałyśmy w naszym pokoju hotelowym, oglądając kreskówki.
- To... - zawahałam się. - Takie hasło, może bardziej przywitanie. Zayn pochodzi z rodziny królewskiej. Mówiąc Nefilim, daje... znak... że oczekuje przyjęcia po królewsku. - skończyłam i szeroko się uśmiechnęłam. Dziewczyna westchnęła i usiadła naprzeciw mnie.
- Nie wierzę ci - również się uśmiechnęła. - Za długo się znamy. Choć potrafisz kłamać, mnie nie oszukasz...
- Nigdy bym ciebie nie okłamała.
- Po pierwsze: kim jest Zayn? Po drugie: co to za człowiek, którego spotkaliśmy w mieście? Po trzecie: czemu, kiedy przechodziłyśmy obok strażników, twoje oczy błysnęły czerwonym światłem? Po czwarte: czemu Zayn ma dziwne tatuaże?
- Ma tatuaże, bo jest świrem - wypaliłam. - Koniec bajki, dobranoc...
- Nina! - warknęła moja przyjaciółka. Wywróciłam oczami. Ruda nie da mi spokoju. Albo wszystko wyśpiewam, albo nie odezwie się do mnie już do końca mojego marnego życia.
- Tylko mi nie przerywaj - zastrzegłam. - Zayn to mój były. Zranił mnie i zostawił samą. Wyjechał. Ten człowiek, którego widzieliśmy to jeden z Braci Zayn'a. On należy do takiego.. zakonu... Walczy z ... przestępczością. Nie wiem, czemu moje oczy zaświeciły czerwienią. Nie sugeruj mi, że jestem nienormalna. Tatuaże to symbole zakonu. Ubzdurali sobie, że w czymś tam im pomagają...
- Okeej.. - dziewczyna pokiwała głową. - To było bardzo.. logiczne i spójne.
- No wiem - uśmiechnęłam się. Dobrze, że mi uwierzyła. Przecież nie powiem jej "No wiesz, jestem pół wilkołakiem pół wampirem, Zayn jest Nocnym Łowcą, czyli pół aniołem, który poluje na demony". Uznałaby mnie za psychicznie chorą. O ile już tak nie sądzi...
- Jestem zmęczona - przeciągnęła się. - Idę spać
- Jutro wstajemy o 5. - przypomniałam.
- Za jakie grzechy?!
- Ten hotel pełen jest.. - zacięłam się. Jeszcze chwila i faktycznie wypaplam Elenie wszystko o świecie nadnaturalnym. - Wrogów Zayna...
***
Punktualnie o 5 zadzwonił budzik. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, uprzednio zabierając ubrania. Szybko się przygotowałam i wróciłam do pokoju. Elenę zastałam na łóżku. Bawiła się swoim ukochanym misiem. Widząc, jak bardzo jest słodka i niewinna, zaczęłam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł, brać ją ze sobą.
Usłyszałam szybkie kroki na korytarzu. Po chwili do pokoju wpadł Zayn.
- Wiejemy!
- Chcesz nas ukryć pod mostem, czy w kartonie? - prychnęła Elena.
- Już niedaleko - machnął na nas ręką.
- Kiedyś go zabiję... - dogoniłam El. - Przysięgam ci to. Wypatroszę i powieszę sobie na ścianie jako trofeum. A z jego włosów zrobię dywanik do łazienki.
- Wszystko słyszę! - zawołał chłopak. Zignorowałam go, dalej obmyślając najboleśniejsze sposoby ukatrupienia.
- Znam 72 sposoby na zabicie człowieka! - zawołał po chwili.- Nie zaskoczysz mnie... - wyciągnęłam ręce przed siebie, chcąc dosięgnąć jego szyi. Pragnęłam jak najmocniej ją ścisnąć i z radością obserwować, jak jego śliczniutka twarz sinieje z braku tlenu.
- Doprowadzi cię do siostry - przypomniała El. No tak. Jak zwykle ma racje. Westchnęłam i przyspieszyłam kroku. Po godzinie nużącego marszu wpadłam na czyjeś plecy. Oczywiście musiały należeć do Zayn'a, bo jakżeby inaczej. Przecież od kilku dni mam to "szczęście" wpadania na tego idiotę. Wzdrygnęłam się, po czym zrównałam się z nim. Uniosłam brew.
- Spisałeś się - przyznałam, gdy moim oczom ukazał się bogato zdobiony hotel. W oknach dostrzegłam czerwone zasłony. Przed wejściem stali dwaj panowie w eleganckich i bardzo, bardzo drogich garniturach. Na podjeździe stały zaledwie trzy samochody. Mimo to, od razu nabrałam większego entuzjazmu. Z szerokim uśmiechem dotarłam do schodów. Gdy postawiłam nogę na pierwszym stopniu, ON znów odważył się dotknąć mojej ręki.
- Słuchaj... - głęboko wciągnęłam powietrze.
- To hotel dla nadnaturalnych - przerwał mi. Jak on w ogóle śmie?! - Nas wpuszczą, ale z Eleną może być gorzej. Jesteś pół na pół, więc wystarczy, że pokażesz kły i zasugerujesz, że Elena to twoja dzisiejsza kolacja.
- Myślisz, że są tacy głupi? - odciągnęłam chłopaka dalej. Po chwili zorientowałam się, że trzymam go za rękę. Szybko cofnęłam się kilka kroków.
- Musimy spróbować. Tym hotelem rządzi wampir, jeżeli coś wyczują, sami spiją krew z El.
- To wiejmy stąd!
- Za późno - pokręcił głową. - Oni już wiedzą - delikatnie wskazał na mężczyzn, stojących przy wejściu. Oboje wykrzywili wargi w lekkim uśmiechu. Coś błysnęło. Kły.
- Ty to potrafisz wszystko spaprać! - warknęłam na niego.
- Przepraszam?! - zawołała zmachana Elena. Pokręciłam głową i podeszłam do niej.
- Chodź kochanie - objęłam ją ramieniem. Obie podążyłyśmy do wejścia. Gdy mijałyśmy krwiopijców, delikatnie ukazałam kły i wskazałam na El. Jeden z nich kiwnął głową. Obie przeszłyśmy przez drzwi. Natomiast, gdy Zayn chciał to zrobić, oboje go zatrzymali. Również przystanęłyśmy, by popatrzeć na całe to zjawisko.
- Nefilim - szepnął Zayn i podsunął rękaw, by pokazać tatuaże. Po chwili wszyscy troje znaleźliśmy się w pięknym holu, który wprost tonął w czerwieni. Wielkie schody, znajdujące się centralnie przed nami, wyglądały jak ze szczerego złota..
***
- Co oznacza Nefilim? - zagadnęła Elena, gdy obie siedziałyśmy w naszym pokoju hotelowym, oglądając kreskówki.
- To... - zawahałam się. - Takie hasło, może bardziej przywitanie. Zayn pochodzi z rodziny królewskiej. Mówiąc Nefilim, daje... znak... że oczekuje przyjęcia po królewsku. - skończyłam i szeroko się uśmiechnęłam. Dziewczyna westchnęła i usiadła naprzeciw mnie.
- Nie wierzę ci - również się uśmiechnęła. - Za długo się znamy. Choć potrafisz kłamać, mnie nie oszukasz...
- Nigdy bym ciebie nie okłamała.
- Po pierwsze: kim jest Zayn? Po drugie: co to za człowiek, którego spotkaliśmy w mieście? Po trzecie: czemu, kiedy przechodziłyśmy obok strażników, twoje oczy błysnęły czerwonym światłem? Po czwarte: czemu Zayn ma dziwne tatuaże?
- Ma tatuaże, bo jest świrem - wypaliłam. - Koniec bajki, dobranoc...
- Nina! - warknęła moja przyjaciółka. Wywróciłam oczami. Ruda nie da mi spokoju. Albo wszystko wyśpiewam, albo nie odezwie się do mnie już do końca mojego marnego życia.
- Tylko mi nie przerywaj - zastrzegłam. - Zayn to mój były. Zranił mnie i zostawił samą. Wyjechał. Ten człowiek, którego widzieliśmy to jeden z Braci Zayn'a. On należy do takiego.. zakonu... Walczy z ... przestępczością. Nie wiem, czemu moje oczy zaświeciły czerwienią. Nie sugeruj mi, że jestem nienormalna. Tatuaże to symbole zakonu. Ubzdurali sobie, że w czymś tam im pomagają...
- Okeej.. - dziewczyna pokiwała głową. - To było bardzo.. logiczne i spójne.
- No wiem - uśmiechnęłam się. Dobrze, że mi uwierzyła. Przecież nie powiem jej "No wiesz, jestem pół wilkołakiem pół wampirem, Zayn jest Nocnym Łowcą, czyli pół aniołem, który poluje na demony". Uznałaby mnie za psychicznie chorą. O ile już tak nie sądzi...
- Jestem zmęczona - przeciągnęła się. - Idę spać
- Jutro wstajemy o 5. - przypomniałam.
- Za jakie grzechy?!
- Ten hotel pełen jest.. - zacięłam się. Jeszcze chwila i faktycznie wypaplam Elenie wszystko o świecie nadnaturalnym. - Wrogów Zayna...
***
Punktualnie o 5 zadzwonił budzik. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, uprzednio zabierając ubrania. Szybko się przygotowałam i wróciłam do pokoju. Elenę zastałam na łóżku. Bawiła się swoim ukochanym misiem. Widząc, jak bardzo jest słodka i niewinna, zaczęłam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł, brać ją ze sobą.
Usłyszałam szybkie kroki na korytarzu. Po chwili do pokoju wpadł Zayn.
- Wiejemy!
sobota, 14 maja 2016
You shouldn't
- Wiesz, czego najbardziej w tobie nie lubię? - zapytała Zayn'a gdy we trójkę przemierzaliśmy jedną z ulic China Town.
- Zaskocz mnie... - westchnął.
- Wszystkiego - wyszczerzyłam się.
- Faktycznie zaskakujące
- Długo będziemy się tak włóczyć bez celu? - zagaiła Elena.
- Szczerze, to nie wiem - wzruszyłam ramionami. Tym razem powiedziałam prawdę. To Zayn robił tu za przewodnika i szefa w jednym. A ja cierpliwie czekam na jego kolejny błąd, który z przyjemnością będę mu wypominać przy każdym naszym spotkaniu. Oczywiście mam nadzieję, że będzie ich niewiele. Nagle chłopak się zatrzymał. - Co tym razem? - warknęłam na niego. - Siku musisz?! Czy chlać?! Będziesz... - zignorował mnie i pociągnął za najbliższy róg. Elena pobiegła tuż za nami. Gdy tylko Zayn mnie puścił, wymierzyłam mu policzka. Zignorował to i lekko się wychylił.
- Co ty tam widzisz? - zapytała El i dołączyła do niego. Po chwili namysłu zrobiłam to samo. Dużo kolorowych stoisk, dużo ludzi. Lecz jedno mnie zastanowiło. Co robił tam człowiek w ciemnej pelerynie z kapturem i butach z XIX wieku? Przyleciał z Australii?
- To Strażnik - odpowiedział Zayn, jakby czytał mi w myślach.
- To idź się przywitać! - zawołałam i zdecydowanie ruszyłam w tamtą stronę. Mulat zatrzymał mnie. - Słuchaj, Malik! - warknęłam.
- Wayne... - wycedził. - Zwracaj się do mnie prawdziwym nazwiskiem.
- W nosie mam twoje prawdziwe i nieprawdziwe nazwisko. Zatrzymaj mnie jeszcze raz, a tego pożałujesz! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Jakim prawem mnie dotykasz?! Masz pozwolenie? Ciekawe, bo takie wydaję tylko ja, jasne? Chcesz stracić rękę? Czy wolisz nogę? Kiedyś ci się... - nie dokończyłam, gdy poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Mimowolnie zamknęłam oczy. Chciałam się od niego oderwać, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Mój oddech stał się przeraźliwie płytki. Łaknęłam więcej i więcej, choć jakaś część mnie nie zgadzała się na to.
- Przepraszam? - ocucił mnie dopiero głos mojej przyjaciółki. Zebrałam wszelkie siły i odepchnęłam go. Spojrzałam nienawistnie w jego oczy, po czym z niemałą odrazą otarłam usta.
- Nigdy więcej tego nie rób - poradziłam. Znów podeszłam, by przyjrzeć się nieznajomemu, lecz spotkała mnie niemiła niespodzianka. - Zniknął! - zacisnęłam ręce w pięści i odwróciłam się w stronę Wayne'a. - To twoja wina, ty gnido. Jeśli coś stanie się mojej siostrze, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Twoja, rozumiesz? - nieprzytomnie pokiwał głową. - Możesz być z siebie dumny. ruszyłam przed siebie, a tuż za mną szła Elena.
- Gdzie my tak właściwie idziemy? - zapytała Ruda.
- Do hotelu - wzruszyłam ramionami. - Nadchodzi wieczór, a ja nie mam zamiaru spać na ulicy, jak bezdomny.
- No tak. - po chwili poczułam, jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Zacisnęłam zęby i gotowa obrzucić Zayn'a najgorszymi wyzwiskami, odwróciłam się. - Ty... - byłam zaskoczona, gdy przede mną stał chłopak o kilka lat ode mnie młodszy, z szerokim uśmiechem na twarzy i aparatem w ręku.
- Ty jesteś Nina, prawda? - zaszczebiotał wesoło. No tak, zapomniałam. Przecież jestem sławna. Nie wolno mi paradować ot tak po wielkim mieście.
- Zdjęcie? - zapytałam, wskazując aparat.
- Tak, ja... Po prostu...
- Nie gniewaj się, kochany, ale ciut mi się spieszy... Rozumiesz? - mina chłopaka zrzedła, ale mimo wszystko podał Elenie aparat, by zrobiła nam zdjęcie. Gdy się go pozbyłam, zjawił się Zayn.
- Nie możemy iść do hotelu. Znam bezpieczne miejsce, chodźcie.
- Zaskocz mnie... - westchnął.
- Wszystkiego - wyszczerzyłam się.
- Faktycznie zaskakujące
- Długo będziemy się tak włóczyć bez celu? - zagaiła Elena.
- Szczerze, to nie wiem - wzruszyłam ramionami. Tym razem powiedziałam prawdę. To Zayn robił tu za przewodnika i szefa w jednym. A ja cierpliwie czekam na jego kolejny błąd, który z przyjemnością będę mu wypominać przy każdym naszym spotkaniu. Oczywiście mam nadzieję, że będzie ich niewiele. Nagle chłopak się zatrzymał. - Co tym razem? - warknęłam na niego. - Siku musisz?! Czy chlać?! Będziesz... - zignorował mnie i pociągnął za najbliższy róg. Elena pobiegła tuż za nami. Gdy tylko Zayn mnie puścił, wymierzyłam mu policzka. Zignorował to i lekko się wychylił.
- Co ty tam widzisz? - zapytała El i dołączyła do niego. Po chwili namysłu zrobiłam to samo. Dużo kolorowych stoisk, dużo ludzi. Lecz jedno mnie zastanowiło. Co robił tam człowiek w ciemnej pelerynie z kapturem i butach z XIX wieku? Przyleciał z Australii?
- To Strażnik - odpowiedział Zayn, jakby czytał mi w myślach.
- To idź się przywitać! - zawołałam i zdecydowanie ruszyłam w tamtą stronę. Mulat zatrzymał mnie. - Słuchaj, Malik! - warknęłam.
- Wayne... - wycedził. - Zwracaj się do mnie prawdziwym nazwiskiem.
- W nosie mam twoje prawdziwe i nieprawdziwe nazwisko. Zatrzymaj mnie jeszcze raz, a tego pożałujesz! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Jakim prawem mnie dotykasz?! Masz pozwolenie? Ciekawe, bo takie wydaję tylko ja, jasne? Chcesz stracić rękę? Czy wolisz nogę? Kiedyś ci się... - nie dokończyłam, gdy poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Mimowolnie zamknęłam oczy. Chciałam się od niego oderwać, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Mój oddech stał się przeraźliwie płytki. Łaknęłam więcej i więcej, choć jakaś część mnie nie zgadzała się na to.
- Przepraszam? - ocucił mnie dopiero głos mojej przyjaciółki. Zebrałam wszelkie siły i odepchnęłam go. Spojrzałam nienawistnie w jego oczy, po czym z niemałą odrazą otarłam usta.
- Nigdy więcej tego nie rób - poradziłam. Znów podeszłam, by przyjrzeć się nieznajomemu, lecz spotkała mnie niemiła niespodzianka. - Zniknął! - zacisnęłam ręce w pięści i odwróciłam się w stronę Wayne'a. - To twoja wina, ty gnido. Jeśli coś stanie się mojej siostrze, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Twoja, rozumiesz? - nieprzytomnie pokiwał głową. - Możesz być z siebie dumny. ruszyłam przed siebie, a tuż za mną szła Elena.
- Gdzie my tak właściwie idziemy? - zapytała Ruda.
- Do hotelu - wzruszyłam ramionami. - Nadchodzi wieczór, a ja nie mam zamiaru spać na ulicy, jak bezdomny.
- No tak. - po chwili poczułam, jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Zacisnęłam zęby i gotowa obrzucić Zayn'a najgorszymi wyzwiskami, odwróciłam się. - Ty... - byłam zaskoczona, gdy przede mną stał chłopak o kilka lat ode mnie młodszy, z szerokim uśmiechem na twarzy i aparatem w ręku.
- Ty jesteś Nina, prawda? - zaszczebiotał wesoło. No tak, zapomniałam. Przecież jestem sławna. Nie wolno mi paradować ot tak po wielkim mieście.
- Zdjęcie? - zapytałam, wskazując aparat.
- Tak, ja... Po prostu...
- Nie gniewaj się, kochany, ale ciut mi się spieszy... Rozumiesz? - mina chłopaka zrzedła, ale mimo wszystko podał Elenie aparat, by zrobiła nam zdjęcie. Gdy się go pozbyłam, zjawił się Zayn.
- Nie możemy iść do hotelu. Znam bezpieczne miejsce, chodźcie.
piątek, 8 kwietnia 2016
You can't do this!
- Słuchaj, muszę się skontaktować z... - Elena spojrzała na mnie.
- Zaynem Waynem. - szepnęłam.
- Zayn Wayne.. - powtórzyła. Nastała chwila ciszy. - Malik? Okeej... Zayn Malik... Żartujesz? Dzięki kochany! Narazie. - dziewczyna odłożyła telefon, po czym uradowana spojrzała na mnie.
- Malik? - uniosłam brew. Dziewczyna przytaknęła.
- Zayn Malik, lat 20, Mulat, czarne włosy, brązowe oczy, lekki zarost. To jego szukamy?
- Jego. - pokiwałam głową, a w moim sercu odżyła nadzieja. Jesli znajdę Zayna, znajdziemy Harry'ego, a z nim będzie Lettie. Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Dosłowni godzinę temu rozmawiał z moim przyjacielem. Z tego co wiem, chciał na własną rękę rozpocząć poszukiwania brata. Dan podał mi adres hotelu. Możliwe, że jeszcze go złapiemy.
- To na co czekasz?! - wstałam i chwyciłam dziewczynę za rękę.
- Poczekaj! - El przytrzymała mnie. - Pojutrze trasa koncertowa.
- Cholera...
- Jesli rozumiem... Prosisz mnie o wolne od trasy koncertowej? - manager uniósł brew.
- Tak, właśnie. Mam poważne problemy rodzinne i... Naprawde muszę.
- Jasne. - mężczyzna ciepło się uśmiechnął.
- Naprawde? - odetchnęłam. Juz chciałam przytulić Tonny'ego, ale przypomniałam sobie jedną, bardzo istotną rzeczy. Tonny Smith nie jest miły. To najsurowszy szef na świecie.
- Prędzej to mi taczka po oku przejedzie. - puścił mi oczko. - Wskakuj w strój i nie pajacuj, dziecinko. - odwrócił się z zamiarem odejścia. Zatrzymałam go, stając przed nim. Moje serce przyspieszyło, a ja coraz bardziej zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co zaraz powiem. Postanowiłam wszystko rzucić na jedną kartę. Co mi przyjdzie z kariery i sławy, jeśli nabiją mnie na pal za zgubienie własnej siostry... Co mi przyjdzie ze spełniania marzeń, jeśli kibicującej Lettie nie będzie obok?
- W takim razie... - przełknęłam ślinę. - Odchodzę z zespołu.
- Odchodzisz? - Tonny uniósł brew.
- Tak, właśnie. - kiwnęłam głową.
- Dobrze. Nie ma problemu. Papiery wyśle ci pocztą, bo nie mam czasu.
- Czekaj... Co? -zmarszczyłam brwi. - Mówię ci, że odchodzę, a ty tak po prostu na to pozwalasz?
- Dokładnie. Zespół radził sobie juz przed tobą, więc poradzą sobie i bez ciebie.
- Pieprz się. - warknęłam, po czym ruszyłam do wyjścia. Dopiero w samochodzie zdałam sobie sprawę, co się właśnie stało. Odeszłam. Zostawiłam zespół.Tak po prostu porzuciłam marzenia... Bez powodu? Nie do końca... Jest jeden powód: moja siostra. Wbrew wszelkim pozorom została we mnie resztka uczuć. Skrywała się tak głęboko, że sama nie miałam o niej pojęcia.Miłość do rodziny. Do mamy, taty, a szczególnie do Lettie. Teraz nie liczę się ja, tylko ona. Znajdę moją siostrę i odstawię ją bezpiecznie do domu. A potem raz na zawsze skończę to, co powinnam. Pokażę Nocnym Łowcom, gdzie ich miejsce.
- Ej,żyjesz?! - Elena uderzyła mnie w twarz.
- Pogięło?! - oburzyłam się. Zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce. Może i Elena jest chuderlakiem, ale ma sporo krzepy. Na jej twarz wkradł się nikł uśmieszek, lecz po chwili znów przybrała kamienny wyraz.
- I jak? - ponagliła mnie przyjaciółka. Westchnęłam.
- Odeszłam z zespołu. - El wpierw zrobiła duże oczy, po czym otworzyła buzię. Przez długi czas nie mogła wydusić z siebie zdania.
- Jesteś gotowa? Aż tak się poświęcać?
- To moja siostra.
- Wiem... - przejechała dłonią po rudych włosach. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wyszperałam z kieszeni kartkę z adresem hotelu Zayna i podałam kierowcy.
- Nina... - zaczęła znów dziewczyna.
- Chcesz wrócić na próbę? - uśmiechnęłam się smutno. Na jej miejscu zrobiłabym to samo. Nie zaprzepaściłabym kariery na rzecz osoby, której prawie w ogóle nie znam. - Dojedziemy do hotelu i mój kierowca cię odwiezie.
- Dzięki. - kiwnęła głową i nie odzywała się juz więcej. Ja tym bardziej. Musiałam przygotować się na to, że zów wrócę do tamtego życia. Świta nadprzyrodzony, niebezpieczeństwo, wilki, wampiry, zupełnie inna rzeczywistość. Tak bardzo chciałam się od niej oderwać, i co? I tak i tak do niej wróciłam. Po chwili byliśmy już na miejscu. Otworzyłam drzwi i opuściłam samochód, nie patrząc na Elenę. Przywiązałam się do niej, ale nie mogę okazywać słabości. Pewnym krokiem weszłam do hotelu. Ruszyłam do recepcji. Tam zastałam czarną czuprynę. W duchu dziękowałam, że Malik jeszcze tu jest. Stanęłam obok. Po chwili odwrócił się w moją stronę.
- Mam pierwszy trop. Zaczyna się w China Town. - pokazał mi kartkę, na której widniały chińskie napisy.
- Powodzenia z odczytywaniem. - parsknęłam. - Idziemy, czy będziesz stał i się gapił jak wół na malowane wrota?
- Idziemy. - przytaknął. Oboje podążyliśmy do wyjścia. Na schodach natknęłam się na Elenę. Nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- Potrzebujesz kasy? - skrzyżowałam ręce na piersi. Może to i było chamskie, ale cóż... Po co Elena miała na mnie czekać?
- Idę z wami. Odnajdę twoją siostrę.
- Jesteś szalona. -zaśmiałam się.
- Właśnie dlatego się przyjaźnimy.
- To niebezpieczne.
- Właśnie dlatego nie puszczę cię samej.
- Zaynem Waynem. - szepnęłam.
- Zayn Wayne.. - powtórzyła. Nastała chwila ciszy. - Malik? Okeej... Zayn Malik... Żartujesz? Dzięki kochany! Narazie. - dziewczyna odłożyła telefon, po czym uradowana spojrzała na mnie.
- Malik? - uniosłam brew. Dziewczyna przytaknęła.
- Zayn Malik, lat 20, Mulat, czarne włosy, brązowe oczy, lekki zarost. To jego szukamy?
- Jego. - pokiwałam głową, a w moim sercu odżyła nadzieja. Jesli znajdę Zayna, znajdziemy Harry'ego, a z nim będzie Lettie. Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Dosłowni godzinę temu rozmawiał z moim przyjacielem. Z tego co wiem, chciał na własną rękę rozpocząć poszukiwania brata. Dan podał mi adres hotelu. Możliwe, że jeszcze go złapiemy.
- To na co czekasz?! - wstałam i chwyciłam dziewczynę za rękę.
- Poczekaj! - El przytrzymała mnie. - Pojutrze trasa koncertowa.
- Cholera...
***
- Tak, właśnie. Mam poważne problemy rodzinne i... Naprawde muszę.
- Jasne. - mężczyzna ciepło się uśmiechnął.
- Naprawde? - odetchnęłam. Juz chciałam przytulić Tonny'ego, ale przypomniałam sobie jedną, bardzo istotną rzeczy. Tonny Smith nie jest miły. To najsurowszy szef na świecie.
- Prędzej to mi taczka po oku przejedzie. - puścił mi oczko. - Wskakuj w strój i nie pajacuj, dziecinko. - odwrócił się z zamiarem odejścia. Zatrzymałam go, stając przed nim. Moje serce przyspieszyło, a ja coraz bardziej zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co zaraz powiem. Postanowiłam wszystko rzucić na jedną kartę. Co mi przyjdzie z kariery i sławy, jeśli nabiją mnie na pal za zgubienie własnej siostry... Co mi przyjdzie ze spełniania marzeń, jeśli kibicującej Lettie nie będzie obok?
- W takim razie... - przełknęłam ślinę. - Odchodzę z zespołu.
- Odchodzisz? - Tonny uniósł brew.
- Tak, właśnie. - kiwnęłam głową.
- Dobrze. Nie ma problemu. Papiery wyśle ci pocztą, bo nie mam czasu.
- Czekaj... Co? -zmarszczyłam brwi. - Mówię ci, że odchodzę, a ty tak po prostu na to pozwalasz?
- Dokładnie. Zespół radził sobie juz przed tobą, więc poradzą sobie i bez ciebie.
- Pieprz się. - warknęłam, po czym ruszyłam do wyjścia. Dopiero w samochodzie zdałam sobie sprawę, co się właśnie stało. Odeszłam. Zostawiłam zespół.Tak po prostu porzuciłam marzenia... Bez powodu? Nie do końca... Jest jeden powód: moja siostra. Wbrew wszelkim pozorom została we mnie resztka uczuć. Skrywała się tak głęboko, że sama nie miałam o niej pojęcia.Miłość do rodziny. Do mamy, taty, a szczególnie do Lettie. Teraz nie liczę się ja, tylko ona. Znajdę moją siostrę i odstawię ją bezpiecznie do domu. A potem raz na zawsze skończę to, co powinnam. Pokażę Nocnym Łowcom, gdzie ich miejsce.
- Ej,żyjesz?! - Elena uderzyła mnie w twarz.
- Pogięło?! - oburzyłam się. Zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce. Może i Elena jest chuderlakiem, ale ma sporo krzepy. Na jej twarz wkradł się nikł uśmieszek, lecz po chwili znów przybrała kamienny wyraz.
- I jak? - ponagliła mnie przyjaciółka. Westchnęłam.
- Odeszłam z zespołu. - El wpierw zrobiła duże oczy, po czym otworzyła buzię. Przez długi czas nie mogła wydusić z siebie zdania.
- Jesteś gotowa? Aż tak się poświęcać?
- To moja siostra.
- Wiem... - przejechała dłonią po rudych włosach. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wyszperałam z kieszeni kartkę z adresem hotelu Zayna i podałam kierowcy.
- Nina... - zaczęła znów dziewczyna.
- Chcesz wrócić na próbę? - uśmiechnęłam się smutno. Na jej miejscu zrobiłabym to samo. Nie zaprzepaściłabym kariery na rzecz osoby, której prawie w ogóle nie znam. - Dojedziemy do hotelu i mój kierowca cię odwiezie.
- Dzięki. - kiwnęła głową i nie odzywała się juz więcej. Ja tym bardziej. Musiałam przygotować się na to, że zów wrócę do tamtego życia. Świta nadprzyrodzony, niebezpieczeństwo, wilki, wampiry, zupełnie inna rzeczywistość. Tak bardzo chciałam się od niej oderwać, i co? I tak i tak do niej wróciłam. Po chwili byliśmy już na miejscu. Otworzyłam drzwi i opuściłam samochód, nie patrząc na Elenę. Przywiązałam się do niej, ale nie mogę okazywać słabości. Pewnym krokiem weszłam do hotelu. Ruszyłam do recepcji. Tam zastałam czarną czuprynę. W duchu dziękowałam, że Malik jeszcze tu jest. Stanęłam obok. Po chwili odwrócił się w moją stronę.
- Mam pierwszy trop. Zaczyna się w China Town. - pokazał mi kartkę, na której widniały chińskie napisy.
- Powodzenia z odczytywaniem. - parsknęłam. - Idziemy, czy będziesz stał i się gapił jak wół na malowane wrota?
- Idziemy. - przytaknął. Oboje podążyliśmy do wyjścia. Na schodach natknęłam się na Elenę. Nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- Potrzebujesz kasy? - skrzyżowałam ręce na piersi. Może to i było chamskie, ale cóż... Po co Elena miała na mnie czekać?
- Idę z wami. Odnajdę twoją siostrę.
- Jesteś szalona. -zaśmiałam się.
- Właśnie dlatego się przyjaźnimy.
- To niebezpieczne.
- Właśnie dlatego nie puszczę cię samej.
sobota, 19 marca 2016
Yesterday...
Właśnie wróciłyśmy z Eleną z próby. Jest 23:36, a ja nie czuje już ani rąk, ani nóg. Kompletne zero. Jakby tego było mało, Lettie praktycznie się do mnie nie odzywa. Jaki powód? Harry Styles - Wayne wpieprzył się w nasze życie, drodzy państwo. Kiedy go nie było - było dobrze, kiedy wrócił - wszystko się wali. A kto będzie musiał zbierać gruzy i łatać dziury? Ta pani.
- Nina! - warknęła Elena, wybudzając mnie tym samym z transu.
- Ta? - spojrzałam na Rudą.
- Kapusta beneficka.
- Świetnie. - kiwnęłam głową. - Smacznego. - wyminęłam dziewczynę i podążyłam schodami do góry. Usłyszałam jak idzie za mną. Kiedy skręciłam do pokoju Lettie, jej kroki nadal rozbrzmiewały za mną. Zdecydowanie nacisnęłam klamkę. W środku zastałam moją siostrę, która zadowolona siedziała na łóżku i czytała jakąś książkę. Uznałabym, że czyta, gdyby nie jeden tyci problem. Trzymała ją do góry nogami. Westchnęłam i zaciągnęłam się powietrzem. Zmrużyłam oczy, gdy do moich nozdrzy dobiegł zapach męskich perfum i potu. Resztką sił powstrzymałam się, żeby nie rozwalić pokoju. Przyklękłam przed łóżkiem i sięgnęłam pod nie dłonią, w poszukiwaniu pewnej skromnej osoby, która ostatnio przyprawia mnie o migreny. W końcu napotkałam cienki materiał i zdecydowanie go pociągnęłam. W dłoni pozostał mi tylko skrawek bluzy delikwenta.
- Styles nie żyjesz... - mruknęłam sama do siebie.
- Co ty robisz? - zapytała zdezorientowana Lettie.
- Nie rób ze mnie idiotki. - syknęłam. - Styles wyłaź! - po chwili spod łóżka wyszedł Harry. Nie musiałam wiele mówić. Po prostu wyszedł.
- Ale ciachooo... - westchnęła Elena i pobiegła za nim.
- El, stój! - zawołała Lettie i zeskoczyła z łóżka. Złapałam ją za rękę.
- Ze mnie robisz głupią, czy z siebie?! - warknęłam.
- O co ci chodzi?
- O Harry'ego!
- Kocham go. - na te słowa wybuchłam śmiechem. Ta dziewczynka nie wie, co to znaczy kochać. Nawet jeśli jest zauroczona, to Pół - Anioł na pewno nie. Wykorzysta ją i zostawi. Bracia już tak mają. Jak jeden cos nawywija, drugi tez musi. - Nie odizolujesz mnie od niego.
- Ja nie. - przytaknęłam, ocierając łzy. Ostatni raz parsknęłam śmiechem, po czym opanowana, wyprostowałam się.
- Nie?
- Ja was nie rozdzielę. Ocean zrobi to za mnie.
- Nie rozumiem.
- Pakuj się, Nicolette. Wracasz do domu. - rzuciłam i odwróciłam się do drzwi.
- Nie możesz! - krzyknęła.
- Właśnie to robię. Zarezerwuje ci lot na jutro rano. Aha... I nie waż sie uciekać. Przez ogrodzenie nie przejdziesz, a brama jest obstawiona.
- Proszę...
- To koniec twojej przygody, Lettie. Wracasz do domu, tam gdzie twoje miejsce.
- Nie sądzisz, że przesadzasz? - zapytała Elena, nakrywając do stołu. Zamierzam zjeść ostatnie śniadanie ze swoją siostrą, po czym osobiście odstawię ją do domu.
- Nie. - odpowiedziałam twardo.
- Ale wyjaśnij mi to.
- El... - usłyszałyśmy kroki na schodach. Do kuchni weszła Lettie z torbą na ramieniu. Usiadła do stołu i bez słowa sięgnęła po naleśnika. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to samo.
- Jesteście siostrami.. - zaczęła Ruda. - Dogadajcie sie.
- Daruj sobie Elena.
- Moż... - przerwał jej dzwonek do drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć.
Do pokoju wbiegła pewna postać. I nie była to Elena. Widząc jego twarz, zakrztusiłam sie naleśnikiem. Wpadł nie w tą dziurę co powinien. Zaczęłam odruchowo kaszleć, chcąc wyrzucić to z siebie. Na nic. Coraz trudniej oddychałam, aż wreszcie ktos objął mnie od tyłu. Poczułam ból w okolicach przepony, po czym naleśnik wypadł na talerz. Ciężko oddychając, usiadłam na ziemię.
- Nic ci nie jest? - zapytał, nachylając się nade mną. Położył dłoń na moim ramieniu. Odsunęłam się.
- Zostaw. - warknęłam. Elena podbiegła i pomogła mi wstać. - Wyjdź stąd.
- Ale... - Zayn zająknął się. - Szukam Harry'ego...
- Nic mnie...
- Co z nim?! - przerwała mi Lettie.
- Wczoraj nie wrócił na noc, nie odbiera telefonów, nikt go nie widział. Martwię się. Szukam go od kilku godzin.
- Pomogę ci. - zaoferowała się i natychmiast wstała.
- Pomo... Co?! - spojrzałam na nią.
- Pomogę ci, Zayn. - zwróciła się do chłopaka.
- Nigdzie nie idziesz. - podeszłam bliżej.
- Gdzie zaczynamy?
- Trzeba jeszcze sprawdzić studio. - oboje ruszyli do drzwi. Po chwili ocknęłam się i pobiegłam za nimi.
- Zayn nie rób mi tego! - pociągnęłam go za rękę. Odwrócił się w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Po raz kolejny wszystko wróciło. Mocno ściskałam jego dłoń, która kiedyś była dla mnie wybawieniem. Zaczął gładzić moją kciukiem. Opamiętałam się i puściłam go. - Nie zabieraj mi chociaż Lettie. - spuścił wzrok, po czym zwrócił się do mojej siostry.
- Sam znajdę Harry'ego. To niebezpieczne.
- Nie... - Nicolette pokręciła głową. - Nie, nie, nie.. Pomogę ci. Jestem wilkiem, pamiętasz?
- Jesteś... czym? - w drzwiach pojawiła się Elena. Tylko tego brakowało.
- Wiem, że jesteś odważna niczym wilk, ale... - Zayn zająknął się, próbując wybrnąć z niekomfortowej dla nas wszystkich sytuacji. - Ide na policję. Zajmą się tym. Na razie. - wybiegł tak szybko, że żadna z nas nie zdążyła go zatrzymać. Wygląda na to, że wyświadczył mi ostatnią przysługę.
- Nienawidzę cię... - szepnęła ze łzami w oczach moja siostra. Przejdzie jej.
- Hej Niki. - usłyszałam wesoły głos mamy.
- Hej mamo. - westchnęłam.
- Co tam u was słychać? Wiem, że dawno nie dzwoniłam, ale mieliśmy dość sporo na głowie. Szukaliśmy nowego domu. Trzeba się w końcu stąd wyprowadzić. A skoro ty i Lettie jesteście w Londynie... - zakrztusiłam się herbatą, którą aktualnie spożywałam. - Coś się stało?
- N... nie... - odkaszlnęłam. - Kot mnie przestraszył... - palnęłam szybko. - Kontynuuj. - mama kontynuowała swoją opowieść, a ja analizowałam wszystko, co usłyszałam. Jak to ja i Letson w Londynie?! Przecież tydzień temu wsadziłam moją siostrę w samolot do Seattle. Tydzień temu! Jak to możliwe, że nie ma jej w Forks?! Nie wierzę... Jak uciekła z sam... No przecież. Pewnie w połowie drogi zmieniła się w wilka, samolot lądował i ją wypuścili... Jak mogłam być tak głupia i pozwolić jej lecieć samej?! Jak nic szuka teraz Stylesa...
- Złotko? Słuchasz mnie? - dopytywała się moja mama.
- Wybacz, ale mam znów próbę. Oddzwonię później, cześć. - nie czekając na pożegnanie, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Szybko wstałam i pobiegłam do pokoju Eleny.
- Co jest? - uniosła wzrok znad telefonu.
- Musisz mi pomóc. - usiadłam.
- Dawaj.
- Masz numer Harry'ego Styles'a?
- Tego zaginionego? - uniosła brew.
- Właśnie tego.
- Nie.
- Cholera... - ukryłam twarz w dłoniach. Jeśli coś się stanie Lettie, będzie to tylko i wyłącznie moja wina.
- Co się dzieje? - drążyła temat Ruda.
- Lettie nie dotarła do domu, rozumiesz? Od tygodnia powinna być w Forks, tymczasem mama dzwoni do mnie, że się cieszy że jesteśmy obie razem w Londynie... Nicolette uciekła... - pociągnęłam nosem. Nawet nie zauważyłam, kiedy po mojej twarzy zaczęły cieknąć łzy. A obiecałam sobie, że nie będę już płakać. Znów to robię. I znów za ich przyczyną. Nocni Łowcy są moją zgubą. - To przeze mnie... Mogłam polecieć z nią, przypilnować... Albo.. Nie wiem... Nie pozwolić, by ten pieprzony dupek kręcił się wokół niej... Zawaliłam, El... - Dziewczyna przytuliła mnie.
- Znajdziemy tego chłopaka, który tu był w dzień wyjazdu Lettie. Odnajdziemy go, a on pomoże nam znaleźć Lettie. Oboje chcieli szukać Styles'a, może połączyli siły.
- Chcesz szukać Zayn'a?
- To nie będzie trudne. Pamiętaj, że jestem Elena, a wtyki mam wszędzie. Tylko już nie płacz kochana... Znajdziemy twoją siostrę.
- Nina! - warknęła Elena, wybudzając mnie tym samym z transu.
- Ta? - spojrzałam na Rudą.
- Kapusta beneficka.
- Świetnie. - kiwnęłam głową. - Smacznego. - wyminęłam dziewczynę i podążyłam schodami do góry. Usłyszałam jak idzie za mną. Kiedy skręciłam do pokoju Lettie, jej kroki nadal rozbrzmiewały za mną. Zdecydowanie nacisnęłam klamkę. W środku zastałam moją siostrę, która zadowolona siedziała na łóżku i czytała jakąś książkę. Uznałabym, że czyta, gdyby nie jeden tyci problem. Trzymała ją do góry nogami. Westchnęłam i zaciągnęłam się powietrzem. Zmrużyłam oczy, gdy do moich nozdrzy dobiegł zapach męskich perfum i potu. Resztką sił powstrzymałam się, żeby nie rozwalić pokoju. Przyklękłam przed łóżkiem i sięgnęłam pod nie dłonią, w poszukiwaniu pewnej skromnej osoby, która ostatnio przyprawia mnie o migreny. W końcu napotkałam cienki materiał i zdecydowanie go pociągnęłam. W dłoni pozostał mi tylko skrawek bluzy delikwenta.
- Styles nie żyjesz... - mruknęłam sama do siebie.
- Co ty robisz? - zapytała zdezorientowana Lettie.
- Nie rób ze mnie idiotki. - syknęłam. - Styles wyłaź! - po chwili spod łóżka wyszedł Harry. Nie musiałam wiele mówić. Po prostu wyszedł.
- Ale ciachooo... - westchnęła Elena i pobiegła za nim.
- El, stój! - zawołała Lettie i zeskoczyła z łóżka. Złapałam ją za rękę.
- Ze mnie robisz głupią, czy z siebie?! - warknęłam.
- O co ci chodzi?
- O Harry'ego!
- Kocham go. - na te słowa wybuchłam śmiechem. Ta dziewczynka nie wie, co to znaczy kochać. Nawet jeśli jest zauroczona, to Pół - Anioł na pewno nie. Wykorzysta ją i zostawi. Bracia już tak mają. Jak jeden cos nawywija, drugi tez musi. - Nie odizolujesz mnie od niego.
- Ja nie. - przytaknęłam, ocierając łzy. Ostatni raz parsknęłam śmiechem, po czym opanowana, wyprostowałam się.
- Nie?
- Ja was nie rozdzielę. Ocean zrobi to za mnie.
- Nie rozumiem.
- Pakuj się, Nicolette. Wracasz do domu. - rzuciłam i odwróciłam się do drzwi.
- Nie możesz! - krzyknęła.
- Właśnie to robię. Zarezerwuje ci lot na jutro rano. Aha... I nie waż sie uciekać. Przez ogrodzenie nie przejdziesz, a brama jest obstawiona.
- Proszę...
- To koniec twojej przygody, Lettie. Wracasz do domu, tam gdzie twoje miejsce.
***
- Nie. - odpowiedziałam twardo.
- Ale wyjaśnij mi to.
- El... - usłyszałyśmy kroki na schodach. Do kuchni weszła Lettie z torbą na ramieniu. Usiadła do stołu i bez słowa sięgnęła po naleśnika. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to samo.
- Jesteście siostrami.. - zaczęła Ruda. - Dogadajcie sie.
- Daruj sobie Elena.
- Moż... - przerwał jej dzwonek do drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć.
Do pokoju wbiegła pewna postać. I nie była to Elena. Widząc jego twarz, zakrztusiłam sie naleśnikiem. Wpadł nie w tą dziurę co powinien. Zaczęłam odruchowo kaszleć, chcąc wyrzucić to z siebie. Na nic. Coraz trudniej oddychałam, aż wreszcie ktos objął mnie od tyłu. Poczułam ból w okolicach przepony, po czym naleśnik wypadł na talerz. Ciężko oddychając, usiadłam na ziemię.
- Nic ci nie jest? - zapytał, nachylając się nade mną. Położył dłoń na moim ramieniu. Odsunęłam się.
- Zostaw. - warknęłam. Elena podbiegła i pomogła mi wstać. - Wyjdź stąd.
- Ale... - Zayn zająknął się. - Szukam Harry'ego...
- Nic mnie...
- Co z nim?! - przerwała mi Lettie.
- Wczoraj nie wrócił na noc, nie odbiera telefonów, nikt go nie widział. Martwię się. Szukam go od kilku godzin.
- Pomogę ci. - zaoferowała się i natychmiast wstała.
- Pomo... Co?! - spojrzałam na nią.
- Pomogę ci, Zayn. - zwróciła się do chłopaka.
- Nigdzie nie idziesz. - podeszłam bliżej.
- Gdzie zaczynamy?
- Trzeba jeszcze sprawdzić studio. - oboje ruszyli do drzwi. Po chwili ocknęłam się i pobiegłam za nimi.
- Zayn nie rób mi tego! - pociągnęłam go za rękę. Odwrócił się w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Po raz kolejny wszystko wróciło. Mocno ściskałam jego dłoń, która kiedyś była dla mnie wybawieniem. Zaczął gładzić moją kciukiem. Opamiętałam się i puściłam go. - Nie zabieraj mi chociaż Lettie. - spuścił wzrok, po czym zwrócił się do mojej siostry.
- Sam znajdę Harry'ego. To niebezpieczne.
- Nie... - Nicolette pokręciła głową. - Nie, nie, nie.. Pomogę ci. Jestem wilkiem, pamiętasz?
- Jesteś... czym? - w drzwiach pojawiła się Elena. Tylko tego brakowało.
- Wiem, że jesteś odważna niczym wilk, ale... - Zayn zająknął się, próbując wybrnąć z niekomfortowej dla nas wszystkich sytuacji. - Ide na policję. Zajmą się tym. Na razie. - wybiegł tak szybko, że żadna z nas nie zdążyła go zatrzymać. Wygląda na to, że wyświadczył mi ostatnią przysługę.
- Nienawidzę cię... - szepnęła ze łzami w oczach moja siostra. Przejdzie jej.
*Tydzień później*
- Hej Niki. - usłyszałam wesoły głos mamy.
- Hej mamo. - westchnęłam.
- Co tam u was słychać? Wiem, że dawno nie dzwoniłam, ale mieliśmy dość sporo na głowie. Szukaliśmy nowego domu. Trzeba się w końcu stąd wyprowadzić. A skoro ty i Lettie jesteście w Londynie... - zakrztusiłam się herbatą, którą aktualnie spożywałam. - Coś się stało?
- N... nie... - odkaszlnęłam. - Kot mnie przestraszył... - palnęłam szybko. - Kontynuuj. - mama kontynuowała swoją opowieść, a ja analizowałam wszystko, co usłyszałam. Jak to ja i Letson w Londynie?! Przecież tydzień temu wsadziłam moją siostrę w samolot do Seattle. Tydzień temu! Jak to możliwe, że nie ma jej w Forks?! Nie wierzę... Jak uciekła z sam... No przecież. Pewnie w połowie drogi zmieniła się w wilka, samolot lądował i ją wypuścili... Jak mogłam być tak głupia i pozwolić jej lecieć samej?! Jak nic szuka teraz Stylesa...
- Złotko? Słuchasz mnie? - dopytywała się moja mama.
- Wybacz, ale mam znów próbę. Oddzwonię później, cześć. - nie czekając na pożegnanie, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Szybko wstałam i pobiegłam do pokoju Eleny.
- Co jest? - uniosła wzrok znad telefonu.
- Musisz mi pomóc. - usiadłam.
- Dawaj.
- Masz numer Harry'ego Styles'a?
- Tego zaginionego? - uniosła brew.
- Właśnie tego.
- Nie.
- Cholera... - ukryłam twarz w dłoniach. Jeśli coś się stanie Lettie, będzie to tylko i wyłącznie moja wina.
- Co się dzieje? - drążyła temat Ruda.
- Lettie nie dotarła do domu, rozumiesz? Od tygodnia powinna być w Forks, tymczasem mama dzwoni do mnie, że się cieszy że jesteśmy obie razem w Londynie... Nicolette uciekła... - pociągnęłam nosem. Nawet nie zauważyłam, kiedy po mojej twarzy zaczęły cieknąć łzy. A obiecałam sobie, że nie będę już płakać. Znów to robię. I znów za ich przyczyną. Nocni Łowcy są moją zgubą. - To przeze mnie... Mogłam polecieć z nią, przypilnować... Albo.. Nie wiem... Nie pozwolić, by ten pieprzony dupek kręcił się wokół niej... Zawaliłam, El... - Dziewczyna przytuliła mnie.
- Znajdziemy tego chłopaka, który tu był w dzień wyjazdu Lettie. Odnajdziemy go, a on pomoże nam znaleźć Lettie. Oboje chcieli szukać Styles'a, może połączyli siły.
- Chcesz szukać Zayn'a?
- To nie będzie trudne. Pamiętaj, że jestem Elena, a wtyki mam wszędzie. Tylko już nie płacz kochana... Znajdziemy twoją siostrę.
niedziela, 28 lutego 2016
Hahahah... NO!
Od dwóch tygodni Lettie siedzi ze mną w Londynie. Niby jest dobrze, ale coś mi tu nie pasuje. Nasi fani po prostu ją pokochali. Proszą ją o zdjęcia, autografy, przytulasy i tak dalej.. Nie, żebym była zazdrosna, ale boje sie, że Nicolette wymknie mi się spod kontroli. Przeciez to ja jestem teraz za nią odpowiedzialna, a jeśli coś by się stało... Mój ojciec jest gotów zamknąć mnie w komórce pod schodami. W sumie to nie mamy takiej komórki, ale myślę, że specjalnie dla mnie by ją zrobił. Wstałam i postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia. W kuchni oczywiście świeci pustkami. Zostały kulki serowe, kilka bananów, jogurt i dżem... Dżem z białymi włoskami? Cholera... Przecież to jest spleśniałe. Tylko co za hołota to tu zostawiła? Dobrze... Będę kulturalna i nie wyrzucę ich z wyr. Poczekam aż zejdą same. Tymczasem zrobię sobie jogurt z bananem.
Gdy już zabierałam sie do jedzenia jakiś wrzód na tyłku postanowił nie dopuścić, bym spróbowała tej niebiańskiej rozkoszy. Wściekła, z łyżeczką w dłoni pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je zamaszystym ruchem i co tam zastaje? *werble*
- Chyba sobie jaja robisz. - uniosłam brew, mierząc Stylesa - Wayne'a Dupka Edwarda Harry'ego zrezygnowanym spojrzeniem.
- Cześć. - uśmiechnął się tak, że ujrzałam jego dołeczki. Te cholernie seksowne dołeczki! Czy wszyscy z jego rodzony muszą być tak perfekcyjni?! Znaczy z budowy. Bo charaktery to mają okropne.
- Niech cie piekło pochłonie. - odparowałam z uśmiechem i próbowałam zamknąć drzwi. Niestety noga Stylesa-Wayne'a mi to uniemożliwiła. Siłą wepchnął się do mojego domu. Wyciągnęłam przed siebie łyżeczkę.
- Powalisz mnie łyżeczką? - parsknął. - Uważaj, bo padnę ze śmiechu.
- Jak ci wydłubie te zielone ślepia, to będziesz wiedział co to znaczy paść.
- Jest Lettie. - wsadził ręce do kieszeni i tak po prostu ruszył do salonu.
- Na górze, śpi jesz... Czekaj co? - dogoniłam chłopaka.
- Pytałem, czy Lettie w domu. - wyciągnął mi z dłoni łyżeczkę. To nie było trudne, biorąc pod uwagę fakt, że byłam oszołomiona tą informacją.
- A po chu... Hugona ci moja siostra, zboczeńcu? - umieściłam dłonie na biodrach.
- Chcemy pójść na "Wampiry i świry" w 3D. Lettie ci nie mówiła?
- Chyba "Wampiry to świry". - mruknęłam pod nosem. - Czekaj wróć. Ty, zepsuty lamus, chcesz zabrać moją młodszą siostrzyczkę do kina na film o istotach jej dobrze znanych?
- Dokładnie. - kiwnął głową.
- Spoko. O której wrócicie? - uśmiechnęłam sie.
- Gdzieś tak... Wieczorem. - pokiwałam głową i zarzuciłam mu ramie na szyję.
- A co będziecie robić po kinie?
- No... - Harry nawijał, a ja tymczasem podprowadziłam go do drzwi. - Moze być? - zapytał, gdy staliśmy przed nimi.
- Ideolo. Tylko odstaw mi młodą przed szóstą rano, okej? - nacisnęłam klamkę i leciutko wypchnęł Harry'ego.
- Jasne. Tylko... Zawołasz ją? - wskazał piętro.
- Jasne. - zatrzepotałam rzęsami. - Po moim trupie ty gnido! - warknęłam i zatrzasnęłam drzwi. Idiota. On naprawde myślał, że pozwolę mu pójść q z moją siostrą? Chyba go Hodge opuścił. Ojoj... Pamiętam imiona Łowców... Trzeba to zmienić. Dziwie sie sobie, że sie przy nim nie rozkleiłam. Chociaż... Moje serce jest już chyba tak twarde, że nic nie czuje. Tym lepiej. W końcu mogłam zasiąść do mojego śniadania. Gdy już wkładałam łyżeczkę do buzi Lettie wparadowała do kuchni.
- Był Haa... Ktoś do mnie? - rzuciłam łyżeczkę z powrotem do miski.
- Słuchaj młoda. Nie zamierzam tolerować tej chołoty pod moim dachem. Jasne? Myślałam, że po tym wszystkim będziesz wobec mnie lojalna. M
- Nina, nie rozumiesz... - otworzyła szeroko oczy.
- Lettie, ja wszystko rozumiem. Tez kiedyś byłam zakochana. I to w bracie Harry'ego. Widzisz co mnie spotkało? Nie popełniaj tego błędu. - poprosiłam.
- Helo! - przerwała nam Elena, która wparadowała na krzesło obok.
- Nina... To nie twoja sprawa z kim sie spotykam!
- O.. - wstałam. - To wy sie już uroczyście spotykacie, tak? Fajnie. Ile to trwa? Tydzień? Woow. Pozazdrościć. Kończ z tą zabawą, Nicolette.
- Czemu sie czepiasz?! Jakos jak Elena przyprowadza sobie do domu facetów na jedną noc, to nie masz problemu!
- Mnie w to nie mieszaj! - odezwała sie Ruda.
- Ona się nie liczy. - machnęłam ręką na przyjaciółkę.
- Ja sie zauroczyłam Nina!
- To się odurocz! Jest tylu facetów, nie możesz sobie znalezc kogoś normalnego?!
- A ty?! - warknęła. - Zamiast pieprzyć sie codziennie z innym znajdź jednego i go pokochaj!
- Ty mi będziesz zrobić wykłady o miłości?! - parsknęłam.
- Tak! Bo nikogo innego nie słuchasz!
- Zamknij sie dla własnego dobra! - poradziłam.
- Bo co mi zrobisz?! Odrzucisz jak Aramisa?!
- Stól pysk! - poczułam jak moje ciało drży. Źrenice sie rozszerzyły. Lettie chyba tez to zauważyła, bo natychmiast sie cofnęła. Odetchnęłam głęboko. Od kilku lat nie zmieniałam sie w wilka. Po porządnej kłótni mogłam się spodziewać, że coś podobnego będzie miało miejsce. Zacisnęłam ręce w pięści, aby za wszelką cenę powstrzymać przemianę. Po kilku sekundach odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem.
- Wiem, co robię. - rzuciła i pobiegła do siebie. Westchnęłam i odwróciłam się w poszukiwaniu mojego śniadania. Okazało się, że Elena się nim zaopiekowała. Podeszłam bliżej.
- Będziesz jadła? - podsunęła mi miskę, w której leżał ostatni plasterek banana.
- A walcie sie wszyscy!
Gdy już zabierałam sie do jedzenia jakiś wrzód na tyłku postanowił nie dopuścić, bym spróbowała tej niebiańskiej rozkoszy. Wściekła, z łyżeczką w dłoni pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je zamaszystym ruchem i co tam zastaje? *werble*
- Chyba sobie jaja robisz. - uniosłam brew, mierząc Stylesa - Wayne'a Dupka Edwarda Harry'ego zrezygnowanym spojrzeniem.
- Cześć. - uśmiechnął się tak, że ujrzałam jego dołeczki. Te cholernie seksowne dołeczki! Czy wszyscy z jego rodzony muszą być tak perfekcyjni?! Znaczy z budowy. Bo charaktery to mają okropne.
- Niech cie piekło pochłonie. - odparowałam z uśmiechem i próbowałam zamknąć drzwi. Niestety noga Stylesa-Wayne'a mi to uniemożliwiła. Siłą wepchnął się do mojego domu. Wyciągnęłam przed siebie łyżeczkę.
- Powalisz mnie łyżeczką? - parsknął. - Uważaj, bo padnę ze śmiechu.
- Jak ci wydłubie te zielone ślepia, to będziesz wiedział co to znaczy paść.
- Jest Lettie. - wsadził ręce do kieszeni i tak po prostu ruszył do salonu.
- Na górze, śpi jesz... Czekaj co? - dogoniłam chłopaka.
- Pytałem, czy Lettie w domu. - wyciągnął mi z dłoni łyżeczkę. To nie było trudne, biorąc pod uwagę fakt, że byłam oszołomiona tą informacją.
- A po chu... Hugona ci moja siostra, zboczeńcu? - umieściłam dłonie na biodrach.
- Chcemy pójść na "Wampiry i świry" w 3D. Lettie ci nie mówiła?
- Chyba "Wampiry to świry". - mruknęłam pod nosem. - Czekaj wróć. Ty, zepsuty lamus, chcesz zabrać moją młodszą siostrzyczkę do kina na film o istotach jej dobrze znanych?
- Dokładnie. - kiwnął głową.
- Spoko. O której wrócicie? - uśmiechnęłam sie.
- Gdzieś tak... Wieczorem. - pokiwałam głową i zarzuciłam mu ramie na szyję.
- A co będziecie robić po kinie?
- No... - Harry nawijał, a ja tymczasem podprowadziłam go do drzwi. - Moze być? - zapytał, gdy staliśmy przed nimi.
- Ideolo. Tylko odstaw mi młodą przed szóstą rano, okej? - nacisnęłam klamkę i leciutko wypchnęł Harry'ego.
- Jasne. Tylko... Zawołasz ją? - wskazał piętro.
- Jasne. - zatrzepotałam rzęsami. - Po moim trupie ty gnido! - warknęłam i zatrzasnęłam drzwi. Idiota. On naprawde myślał, że pozwolę mu pójść q z moją siostrą? Chyba go Hodge opuścił. Ojoj... Pamiętam imiona Łowców... Trzeba to zmienić. Dziwie sie sobie, że sie przy nim nie rozkleiłam. Chociaż... Moje serce jest już chyba tak twarde, że nic nie czuje. Tym lepiej. W końcu mogłam zasiąść do mojego śniadania. Gdy już wkładałam łyżeczkę do buzi Lettie wparadowała do kuchni.
- Był Haa... Ktoś do mnie? - rzuciłam łyżeczkę z powrotem do miski.
- Słuchaj młoda. Nie zamierzam tolerować tej chołoty pod moim dachem. Jasne? Myślałam, że po tym wszystkim będziesz wobec mnie lojalna. M
- Nina, nie rozumiesz... - otworzyła szeroko oczy.
- Lettie, ja wszystko rozumiem. Tez kiedyś byłam zakochana. I to w bracie Harry'ego. Widzisz co mnie spotkało? Nie popełniaj tego błędu. - poprosiłam.
- Helo! - przerwała nam Elena, która wparadowała na krzesło obok.
- Nina... To nie twoja sprawa z kim sie spotykam!
- O.. - wstałam. - To wy sie już uroczyście spotykacie, tak? Fajnie. Ile to trwa? Tydzień? Woow. Pozazdrościć. Kończ z tą zabawą, Nicolette.
- Czemu sie czepiasz?! Jakos jak Elena przyprowadza sobie do domu facetów na jedną noc, to nie masz problemu!
- Mnie w to nie mieszaj! - odezwała sie Ruda.
- Ona się nie liczy. - machnęłam ręką na przyjaciółkę.
- Ja sie zauroczyłam Nina!
- To się odurocz! Jest tylu facetów, nie możesz sobie znalezc kogoś normalnego?!
- A ty?! - warknęła. - Zamiast pieprzyć sie codziennie z innym znajdź jednego i go pokochaj!
- Ty mi będziesz zrobić wykłady o miłości?! - parsknęłam.
- Tak! Bo nikogo innego nie słuchasz!
- Zamknij sie dla własnego dobra! - poradziłam.
- Bo co mi zrobisz?! Odrzucisz jak Aramisa?!
- Stól pysk! - poczułam jak moje ciało drży. Źrenice sie rozszerzyły. Lettie chyba tez to zauważyła, bo natychmiast sie cofnęła. Odetchnęłam głęboko. Od kilku lat nie zmieniałam sie w wilka. Po porządnej kłótni mogłam się spodziewać, że coś podobnego będzie miało miejsce. Zacisnęłam ręce w pięści, aby za wszelką cenę powstrzymać przemianę. Po kilku sekundach odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem.
- Wiem, co robię. - rzuciła i pobiegła do siebie. Westchnęłam i odwróciłam się w poszukiwaniu mojego śniadania. Okazało się, że Elena się nim zaopiekowała. Podeszłam bliżej.
- Będziesz jadła? - podsunęła mi miskę, w której leżał ostatni plasterek banana.
- A walcie sie wszyscy!
sobota, 13 lutego 2016
Where is Elena?
Gdy tylko wyszłam z samolotu odetchnęłam świeżym, londyńskim powietrzem. Tego mi było trzeba. Wolność po miesięcznym duszeniu się w Forks. Tu nikt nie będzie mi mówił, co mam robić, co powinnam robić, nikt nie będzie mi wytykał błędów. Z dala od Renesmee, która na każdym kroku robi z siebie ofiarę.
- Nina! - usłyszałam krzyk siostry. Odwróciłam się. Stała na szczycie schodów, prowadzących do wejścia samolotu. Obok niej stały trzy walizki. - Pomożesz?!
- A... tak. - machnęłam ręką. - Paul. - rozejrzałam się w poszukiwaniu ochroniarza. Zauważyłam go, gdy rozmawiał z gośćmi w czarnych garniturach. No tak, przecież dziennikarze za chwilę tu będą. - Paul! - zawołałam. Po chwili zjawił się obok mnie. Jak zawsze zmęczony. Biedaczek. Raczej nie czerpie radości ze swojej pracy. - Uśmiechnij się dla mnie. - oparłam dłonie na biodrach. W odpowiedzi uniósł brew.
- Nina! - warknęła Lettie wprost do mojego ucha. Odsunęłam się trochę.
- Paul, Lettie, Lettie, Paul. Ochroniarz. Moja siostra, będzie od teraz mieszkać ze mną i Eleną. Chronisz ją jak mnie, pilnujesz przed napadami tych hien, jasne?
- A mam wybór?
- Nie masz. - pokręciłam głową.
- Elena! - zawołałam, gdy tylko zatrzasnęły się drzwi. - Zaczekaj tutaj. - zwróciłam się do Lettie.Sama pobiegłam na górę, do pokoju mojej przyjaciółki. Najpierw zapukałam, ale gdy nie uzyskałam odpowiedzi zdecydowanie nacisnęłam klamkę. W końcu jestem u siebie. To, co tam ujrzałam wcale mnie nie zdziwiło. Na podłodze męskie i damskie ubrania, a na łóżku El, wtulona w obcego faceta o naprawdę boskiej klacie. Chyba go poderwę. Oparłam się o ścianę i skrzyżowałam ręce na piersi. Wlepiłam wzrok w rudowłosą. Wystarczyła niecała minuta, a Elena otworzyła oczy. Nie wiem dlaczego, ale zawsze tak na nią działałam. W jakiś sposób wyczuwała, że na nią patrze i wtedy już nie mogła spać. Może to moje wilcze umiejętności. Nie mam pojęcia.
- Nina.... - wyszczerzyła się Toretto. Uniosłam brew.
- Widzę, że nie próżnowałaś. - wskazałam głową na wciąż śpiącego przystojniaka. - Ty go wygonisz, czy ja mam to zrobić?
- A możesz mnie wyręczyć? Muszę wziąć prysznic, bo chyba nim śmierdzę. - powąchała swoje włosy.
- Dobra, ale.. Przyjechała ze mną Lettie. Dzwoniłam do ciebie, pamiętasz? Zamieszka z nami.
- Tak, tak, pamiętam. - owinęła się szlafrokiem.
- Dlatego, abstynencja. - powiedziałam poważnie. Elena spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Nie... - pokręciła głową.
- Tak. Lettie nie może się zgorszyć przez tych twoich pajaców.
- Co ja ci takiego zrobiłam?! - krzyknęła. - Za co chcesz mnie skazać na celibat?! Od razu zamknij mnie w klasztorze!
- Bez przesady. - zaśmiałam się. - Proszę cię tylko o odrobinę... dyskrecji. Jeśli będziesz chciała...umm... rozerwać się, powiedz. Zabiorę Letsona na miasto, albo do klubu.
- Kochana jesteś. - wyszczerzyła się.
- Wisisz mi za to fajki. - uniosłam się dumnie.
- Nawet dwie paczki. - ruszyła do łazienki. Ja tymczasem usiadłam na krawędzi łóżka. Na szafce nocnej stał dzbanek z wodą. Uśmiechnęłam się i pogładziłam gościa po policzku. Zamruczał i po chwili otworzył oczy. Uśmiechnął się.
- Jestem w niebie... - wyszeptał. - Nina Black... - wywróciłam oczami i chwyciłam dzbanek, po czym wylałam całą zawartość na nieznajomego.
- A idź do diabła! - warknął, siadając.
- Już tam byłam, spoko gość. - wstałam.
- Zbieraj swoje śmieci, za pięć minut ma cie tu nie być, albo wezwę ochronę. Wciągaj to. - rzuciłam mu jego spodnie. Szybko naciągnął je na siebie.
- Masz fajki szarlatanie?
- Szuflada. - wyjął z szafki papierosa, zapalił i zaciągnął się.
- Gdzie Elena? - rozłożył się wygodnie na łóżku.
- Pod prysznicem. Za chwile jedzie do swojego narzeczonego, chcą ustalić ostatnie detale co do ślubu.
- Że kurwa co?! - spojrzał na mnie.
- To, co słyszałeś. Teraz zabieraj swój seksowny tyłek z mojej posiadłości, bo wezwę Paula. - westchnęłam. Chłopak wstał, ubrał koszulę i ruszył na dół. Powoli poszłam za nim.Gdy zeskoczyłam z ostatniej schody, ten już ubierał buty.
- Przekaż Elenie, że jest... - zaczął, odkładając niedopalonego papierosa na komodę.
- Suką, tak wiem... - wywróciłam oczami i otworzyłam mu drzwi. - Miło było widzieć cię pół nagiego. - prychnął, zabrał kurtkę i wyszedł. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na siostrę. Wzruszyłam ramionami i zaciągnęłam się papierosem, pozostawionym przez przystojniaka. Lettie patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Powinnam pytać?
- Nie. - pokręciłam głową.
- Muszę przywyknąć?
- Mniej więcej.
- To na porządku dziennym?
- Dla ciebie wprowadzam celibat. - wyszczerzyłam się.
- Zaczynam się bać.
- Nina! - usłyszałam krzyk siostry. Odwróciłam się. Stała na szczycie schodów, prowadzących do wejścia samolotu. Obok niej stały trzy walizki. - Pomożesz?!
- A... tak. - machnęłam ręką. - Paul. - rozejrzałam się w poszukiwaniu ochroniarza. Zauważyłam go, gdy rozmawiał z gośćmi w czarnych garniturach. No tak, przecież dziennikarze za chwilę tu będą. - Paul! - zawołałam. Po chwili zjawił się obok mnie. Jak zawsze zmęczony. Biedaczek. Raczej nie czerpie radości ze swojej pracy. - Uśmiechnij się dla mnie. - oparłam dłonie na biodrach. W odpowiedzi uniósł brew.
- Nina! - warknęła Lettie wprost do mojego ucha. Odsunęłam się trochę.
- Paul, Lettie, Lettie, Paul. Ochroniarz. Moja siostra, będzie od teraz mieszkać ze mną i Eleną. Chronisz ją jak mnie, pilnujesz przed napadami tych hien, jasne?
- A mam wybór?
- Nie masz. - pokręciłam głową.
***
- Elena! - zawołałam, gdy tylko zatrzasnęły się drzwi. - Zaczekaj tutaj. - zwróciłam się do Lettie.Sama pobiegłam na górę, do pokoju mojej przyjaciółki. Najpierw zapukałam, ale gdy nie uzyskałam odpowiedzi zdecydowanie nacisnęłam klamkę. W końcu jestem u siebie. To, co tam ujrzałam wcale mnie nie zdziwiło. Na podłodze męskie i damskie ubrania, a na łóżku El, wtulona w obcego faceta o naprawdę boskiej klacie. Chyba go poderwę. Oparłam się o ścianę i skrzyżowałam ręce na piersi. Wlepiłam wzrok w rudowłosą. Wystarczyła niecała minuta, a Elena otworzyła oczy. Nie wiem dlaczego, ale zawsze tak na nią działałam. W jakiś sposób wyczuwała, że na nią patrze i wtedy już nie mogła spać. Może to moje wilcze umiejętności. Nie mam pojęcia.
- Nina.... - wyszczerzyła się Toretto. Uniosłam brew.
- Widzę, że nie próżnowałaś. - wskazałam głową na wciąż śpiącego przystojniaka. - Ty go wygonisz, czy ja mam to zrobić?
- A możesz mnie wyręczyć? Muszę wziąć prysznic, bo chyba nim śmierdzę. - powąchała swoje włosy.
- Dobra, ale.. Przyjechała ze mną Lettie. Dzwoniłam do ciebie, pamiętasz? Zamieszka z nami.
- Tak, tak, pamiętam. - owinęła się szlafrokiem.
- Dlatego, abstynencja. - powiedziałam poważnie. Elena spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Nie... - pokręciła głową.
- Tak. Lettie nie może się zgorszyć przez tych twoich pajaców.
- Co ja ci takiego zrobiłam?! - krzyknęła. - Za co chcesz mnie skazać na celibat?! Od razu zamknij mnie w klasztorze!
- Bez przesady. - zaśmiałam się. - Proszę cię tylko o odrobinę... dyskrecji. Jeśli będziesz chciała...umm... rozerwać się, powiedz. Zabiorę Letsona na miasto, albo do klubu.
- Kochana jesteś. - wyszczerzyła się.
- Wisisz mi za to fajki. - uniosłam się dumnie.
- Nawet dwie paczki. - ruszyła do łazienki. Ja tymczasem usiadłam na krawędzi łóżka. Na szafce nocnej stał dzbanek z wodą. Uśmiechnęłam się i pogładziłam gościa po policzku. Zamruczał i po chwili otworzył oczy. Uśmiechnął się.
- Jestem w niebie... - wyszeptał. - Nina Black... - wywróciłam oczami i chwyciłam dzbanek, po czym wylałam całą zawartość na nieznajomego.
- A idź do diabła! - warknął, siadając.
- Już tam byłam, spoko gość. - wstałam.
- Zbieraj swoje śmieci, za pięć minut ma cie tu nie być, albo wezwę ochronę. Wciągaj to. - rzuciłam mu jego spodnie. Szybko naciągnął je na siebie.
- Masz fajki szarlatanie?
- Szuflada. - wyjął z szafki papierosa, zapalił i zaciągnął się.
- Gdzie Elena? - rozłożył się wygodnie na łóżku.
- Pod prysznicem. Za chwile jedzie do swojego narzeczonego, chcą ustalić ostatnie detale co do ślubu.
- Że kurwa co?! - spojrzał na mnie.
- To, co słyszałeś. Teraz zabieraj swój seksowny tyłek z mojej posiadłości, bo wezwę Paula. - westchnęłam. Chłopak wstał, ubrał koszulę i ruszył na dół. Powoli poszłam za nim.Gdy zeskoczyłam z ostatniej schody, ten już ubierał buty.
- Przekaż Elenie, że jest... - zaczął, odkładając niedopalonego papierosa na komodę.
- Suką, tak wiem... - wywróciłam oczami i otworzyłam mu drzwi. - Miło było widzieć cię pół nagiego. - prychnął, zabrał kurtkę i wyszedł. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na siostrę. Wzruszyłam ramionami i zaciągnęłam się papierosem, pozostawionym przez przystojniaka. Lettie patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Powinnam pytać?
- Nie. - pokręciłam głową.
- Muszę przywyknąć?
- Mniej więcej.
- To na porządku dziennym?
- Dla ciebie wprowadzam celibat. - wyszczerzyłam się.
- Zaczynam się bać.
czwartek, 28 stycznia 2016
Sorry?!
- Masz wszystko? - Lettie od rana siedzi w moim pokoju i wypytuje, czy aby na pewno niczego nie zapomniałam.
- Mam, mam. - uśmiechnęłam się i zamknęłam walizkę. Usiadłam obok siostry i objęłam ją ramieniem. - Czemu się smucisz?
- Wyjeżdżasz. - brunetka wzruszyła ramionami. - Znów cie nie będzie, wrócisz za kilka miesięcy, zostaniesz na tydzień i pojedziesz w świat. A ja? Spójrz na mnie, Nina. Siedzę tu, uwięziona, samotna.
- Przecież dzwonimy do siebie. - spojrzałam w jej zaszklone, brązowe oczy.
- To nie to samo. - westchnęła. - Potrzebuje cię. Nikt tutaj mnie nie rozumie. Nie mam prawdziwych przyjaciół, bo ci którzy są wokół mnie, liczą na sławę. W końcu jestem siostrą Niny Black.
- A gdyby tak... - zmrużyłam oczy.
- Tak? - ożywiła się. - Zostaniesz?!
- Wiesz, że nie mogę. Mam lepszy pomysł. Chodź. - pociągnęłam Lettie za rękę. Wtargnęłyśmy do garażu, gdzie tata naprawiał złom wujka Emmetta, a mama stała nad nim. Gorączkowo o czymś rozmawiali. - Jest sprawa. - puściłam siostrę i zaplotłam ręce za plecami.
- Cokolwiek... Nie. - odpowiedział tata.
- Młoda chce pojechać ze mną do Londynu. Zobaczyć, jak to wszystko wygląda.
- Jak już mówiłem, nie.
- Ale tato! - zawołała Lettie.
- Tato, dobrze wiesz, że nie uwiążesz jej tutaj. Najwyższa pora, żeby zwiedziła trochę świata.
- Powiedziałem nie. - westchnęłam i spojrzałam na mamę. Spuściła wzrok.
- Pakuj sie Lettie. - uśmiechnęłam się, słysząc to. Natomiast Nicolette podbiegła do mamy i mocno ją przytuliła. W tym czasie tata zdążył wstać. Wyglądał, jakby ktoś go przed chwilą ugryzł.
- Przepraszam?! - warknął. - Może od razu wyślesz je w kosmos?! Nie wystarczy ci, że już straciliśmy jedną córkę?!
- Dziewczyny, wyjdźcie. - posłusznie poszłyśmy na górę. Podczas, gdy Lettie sie pakowała, ja zastanawiałam się nad słowami taty. "Straciliśmy jedną córkę". Pewnie kiedyś zrobiłoby mi się przykro. Lecz nie dziś. Ma rację. Stracili mnie kilka lat temu. Kiedy nikt nie mógł, nie potrafił i nie chciał mi pomóc. Jestem teraz inna. Mniej czuła. Niech robią,mówią, co chcą. Droga wolna. Wyszłam na balkon i podsłuchałam rozmowę rodziców.
- Nie widzisz, że Lettie nie ma żadnych przyjaciół?! Nie przyprowadza nikogo do domu! Jest tu sama jak palec! Gdy tylko dowie się, że Nina przyjeżdża...
- Nina?! - warknął tata.
- Spójrz prawdzie w oczy, Jacob. Nasza córka zmieniła się. I to przez nas. Zachowaj teraz resztki serca i pozwól Lettie pojechać do Londynu. Przynajmniej będą razem.
- A co z Renesmee?
- A co ma być? - zdziwiła się mama. - Kto do cholery jest twoją córką?! Nicolette, czy Ness? Masz oczy? To spójrz, jak bardzo Renesmee skrzywdziła Ninę. Niszczyła ją od środka. Powoli, boleśnie. Całym swoim planem jaki uknuła. Nina straciła Zayna, Harry'ego, ich wszystkich, a ty?! Dalej zaciekle bronisz Renesmee! Nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że ona w tym wszystkim sie nie liczy?! Twoja córka zgubiła siebie! Juz kilka lat temu... A ja, choć jestem jej matką, nie potrafię jej pomóc. Tylko Lettie może jej pomóc. Dlatego obie pojadą do Londynu. Czy tego chcesz, czy nie... - usłyszałam trzask drzwi. To chyba koniec rozmowy. Z tego co rozumiem, moja mama liczy na powrót Niki. Przykro mi, złudna nadzieja. Dominica Black umarła. I nie wróci. Nie pozwolę jej na to. A Lettie... Skoro chce, pojedzie ze mną. Może nawet wkręcę ją do zespołu jako gitarzystkę. Przeciez w końcu po coś ma te swoje 6 strun. Zobaczymy.
- Gotowa? - uśmiechnęłam sie, wchodząc z powrotem do pokoju.
- Na co? - zmrużyła oczy.
- Na nowe życie. - wzruszyłam ramionami.
- Zawsze. - przytuliłyśmy się.
***
Jesteśmy w drodze do Londynu. Oczywiście siedzimy w prywatnym samolocie. Muszę korzystać z uroków sławy i bogactwa.
- Co to? - Lettie wskazała kartkę na moich kolanach.
- A.. To... Właśnie skończyłam. - podałam jej to. - Lista rzeczy na które uważasz. Przeczytaj uważnie. - mrugnęłam i oddaliłam się w stronę barku. Mam tylko nadzieje, że Lettie będzie tego wszystkiego przestrzegać. Wygląda to mniej więcej tak:
1. Żadnych pozowań do zdjęć, czy coś w tym stylu. Chyba że proszą fani. Moi fani, kochana. Nie zapominaj o tym. Zacznij sie zachowywać jak primadonna - reporterzy cię zmiażdżą.
2. Nie odpowiadasz na pytania dziennikarzy. Choćby osaczyli cię z każdej strony. Nie wolno ci!
3. Nie gadaj za dużo. Trzymaj się blisko mnie.
4. Nie spoufalaj sie z ludźmi. Co drugi to podła gnida.
5. Ufasz tylko mi.
6. Jesteś tajemnicza i niedostępna.
- Mam, mam. - uśmiechnęłam się i zamknęłam walizkę. Usiadłam obok siostry i objęłam ją ramieniem. - Czemu się smucisz?
- Wyjeżdżasz. - brunetka wzruszyła ramionami. - Znów cie nie będzie, wrócisz za kilka miesięcy, zostaniesz na tydzień i pojedziesz w świat. A ja? Spójrz na mnie, Nina. Siedzę tu, uwięziona, samotna.
- Przecież dzwonimy do siebie. - spojrzałam w jej zaszklone, brązowe oczy.
- To nie to samo. - westchnęła. - Potrzebuje cię. Nikt tutaj mnie nie rozumie. Nie mam prawdziwych przyjaciół, bo ci którzy są wokół mnie, liczą na sławę. W końcu jestem siostrą Niny Black.
- A gdyby tak... - zmrużyłam oczy.
- Tak? - ożywiła się. - Zostaniesz?!
- Wiesz, że nie mogę. Mam lepszy pomysł. Chodź. - pociągnęłam Lettie za rękę. Wtargnęłyśmy do garażu, gdzie tata naprawiał złom wujka Emmetta, a mama stała nad nim. Gorączkowo o czymś rozmawiali. - Jest sprawa. - puściłam siostrę i zaplotłam ręce za plecami.
- Cokolwiek... Nie. - odpowiedział tata.
- Młoda chce pojechać ze mną do Londynu. Zobaczyć, jak to wszystko wygląda.
- Jak już mówiłem, nie.
- Ale tato! - zawołała Lettie.
- Tato, dobrze wiesz, że nie uwiążesz jej tutaj. Najwyższa pora, żeby zwiedziła trochę świata.
- Powiedziałem nie. - westchnęłam i spojrzałam na mamę. Spuściła wzrok.
- Pakuj sie Lettie. - uśmiechnęłam się, słysząc to. Natomiast Nicolette podbiegła do mamy i mocno ją przytuliła. W tym czasie tata zdążył wstać. Wyglądał, jakby ktoś go przed chwilą ugryzł.
- Przepraszam?! - warknął. - Może od razu wyślesz je w kosmos?! Nie wystarczy ci, że już straciliśmy jedną córkę?!
- Dziewczyny, wyjdźcie. - posłusznie poszłyśmy na górę. Podczas, gdy Lettie sie pakowała, ja zastanawiałam się nad słowami taty. "Straciliśmy jedną córkę". Pewnie kiedyś zrobiłoby mi się przykro. Lecz nie dziś. Ma rację. Stracili mnie kilka lat temu. Kiedy nikt nie mógł, nie potrafił i nie chciał mi pomóc. Jestem teraz inna. Mniej czuła. Niech robią,mówią, co chcą. Droga wolna. Wyszłam na balkon i podsłuchałam rozmowę rodziców.
- Nie widzisz, że Lettie nie ma żadnych przyjaciół?! Nie przyprowadza nikogo do domu! Jest tu sama jak palec! Gdy tylko dowie się, że Nina przyjeżdża...
- Nina?! - warknął tata.
- Spójrz prawdzie w oczy, Jacob. Nasza córka zmieniła się. I to przez nas. Zachowaj teraz resztki serca i pozwól Lettie pojechać do Londynu. Przynajmniej będą razem.
- A co z Renesmee?
- A co ma być? - zdziwiła się mama. - Kto do cholery jest twoją córką?! Nicolette, czy Ness? Masz oczy? To spójrz, jak bardzo Renesmee skrzywdziła Ninę. Niszczyła ją od środka. Powoli, boleśnie. Całym swoim planem jaki uknuła. Nina straciła Zayna, Harry'ego, ich wszystkich, a ty?! Dalej zaciekle bronisz Renesmee! Nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że ona w tym wszystkim sie nie liczy?! Twoja córka zgubiła siebie! Juz kilka lat temu... A ja, choć jestem jej matką, nie potrafię jej pomóc. Tylko Lettie może jej pomóc. Dlatego obie pojadą do Londynu. Czy tego chcesz, czy nie... - usłyszałam trzask drzwi. To chyba koniec rozmowy. Z tego co rozumiem, moja mama liczy na powrót Niki. Przykro mi, złudna nadzieja. Dominica Black umarła. I nie wróci. Nie pozwolę jej na to. A Lettie... Skoro chce, pojedzie ze mną. Może nawet wkręcę ją do zespołu jako gitarzystkę. Przeciez w końcu po coś ma te swoje 6 strun. Zobaczymy.
- Gotowa? - uśmiechnęłam sie, wchodząc z powrotem do pokoju.
- Na co? - zmrużyła oczy.
- Na nowe życie. - wzruszyłam ramionami.
- Zawsze. - przytuliłyśmy się.
***
Jesteśmy w drodze do Londynu. Oczywiście siedzimy w prywatnym samolocie. Muszę korzystać z uroków sławy i bogactwa.
- Co to? - Lettie wskazała kartkę na moich kolanach.
- A.. To... Właśnie skończyłam. - podałam jej to. - Lista rzeczy na które uważasz. Przeczytaj uważnie. - mrugnęłam i oddaliłam się w stronę barku. Mam tylko nadzieje, że Lettie będzie tego wszystkiego przestrzegać. Wygląda to mniej więcej tak:
1. Żadnych pozowań do zdjęć, czy coś w tym stylu. Chyba że proszą fani. Moi fani, kochana. Nie zapominaj o tym. Zacznij sie zachowywać jak primadonna - reporterzy cię zmiażdżą.
2. Nie odpowiadasz na pytania dziennikarzy. Choćby osaczyli cię z każdej strony. Nie wolno ci!
3. Nie gadaj za dużo. Trzymaj się blisko mnie.
4. Nie spoufalaj sie z ludźmi. Co drugi to podła gnida.
5. Ufasz tylko mi.
6. Jesteś tajemnicza i niedostępna.
niedziela, 17 stycznia 2016
What the hell are you doing?
Już od 26 godzin jestem w Forks. Lepiej być nie może. Wszyscy coś robią. Babcia, mama, ciocia Alice i ciocia Rose w kuchni. Faceci stroją dom, a wujek Edward z rodzinką za chwilę się zjawią. Natomiast ja i Lettie obstawiamy telewizor. Tylko dlatego, żeby nie poczuł się samotny. Trzeba o niego zadbać.
- Matko, Wolfblood! - zawołałam, widząc w TV swój ulubiony serial z czasów dzieciństwa. - Zostaw! - z radości zaczęłam podskakiwać na kanapie.
- Dziewczyno, pohamuj się. - mruknął Emmett, wchodząc do salonu. W odpowiedzi posłałam mu środkowy palec.
- Niech no tylko ojciec się o tym dowie... Buahahahahaha... - zaśmiał się szyderczo.
- Zapominasz, że jestem już dorosła, mój drogi. - rzuciłam, nie odrywając wzroku od ekranu. - Teraz Lettie jest na linii ognia.
- A ja sądzę... - wtrąciła moja siostra. Przerwał jej trzask drzwi i intensywny zapach trzech postaci. Renesmee. Cudownie. Witam w mojej szarej rzeczywistości. Chcę do Londynu! Do Eleny! Czy proszę o tak wiele?! Dobra... Pora się kontrolować. Przecież wujek Edek mnie słyszy. Właśnie. Słyszy. I on, tak samo jak Lettie, wszystko wie. I jakoś mnie za to nie linczuje. Tym lepiej. Pora ruszyć tyłek i pokazać jej, kto jest lepszy.
- Idziemy, Letson! - zarządziłam.
- A Wolfblood? - zapytała oburzona. Wywróciłam oczami, po czym złapałam ją za rękę i wypchnęłam z pokoju.
- Wujcio! - ze słodkim uśmiechem rzuciłam się na szyje ojcu Ness. - Ciocia! - przytuliłam brunetkę. - I ty. - syknęłam wprost do ucha Rudej. Dziwne, że ją przytuliłam. Chociaż nie... Nie można tego nazwać przytuleniem. Ewentualnie koleżeńskim objęciem.
- Cześć... - wydukała. Była wyraźnie zaskoczona moim zachowaniem. I o to chodziło. Punkt dla mnie, proszę państwa.
- Miło w końcu was zobaczyć razem. - skomentował tata. Wywróciłam oczami.
- A teraz wybaczcie. - klasnęłam. - Wolfblood leci! - wskazałam kciukiem telewizor, po czym pobiegłam do pokoju. Usadowiłam się wygodnie na kanapie. Po chwili obok mnie zjawiła się zdziwiona Nicolette.
- Co ty do jasnej anielki odstawiasz? - syknęła.
- Przejmuję pałeczkę.
- To była jedna z najgorszych kolacji. - westchnęłam, rzucając się na łóżko Lettie. - Cały czas tylko musiałam jej słodzić. - przymknęłam oczy.
- Wydawało mi się, że Ness też to wszystko nie przypadło do gustu...
- Co masz na myśli?
- Możliwe, że się mylę, ale... Miałam wrażenie, jakby za chwile miała się rozpłakać. - uniosłam się na łokciach i spojrzałam na siostrę. Moje spojrzenie mówiło wszystko.
- Nie patrz tak na mnie!
- Teraz ty też obrócisz się przeciwko mnie?
- Nie o to mi chodzi.
- To o co?
- Ona... Dobra, nieważne. Przebiegniemy się?
- Jest jeszcze jasno. - wskazałam głową balkon.
- Przecież nikt się tu nie zapuszcza. - machnęła ręką.
- No dobra... - zgodziłam się. Szybko wyskoczyłyśmy z piętra. Lettie prowadziła, a ja biegłam tuż za nią. Dawno nie czułam się taka wolna. Czułam wiatr we włosach. Ten zachodni wiatr, to powietrze. Tęskniłam za swoją wilczą naturą. Tam, w Londynie, nie wolno mi było jej ujawniać, a tu.... mogłam być sobą, choć przez chwilę.
- Czekaj! - Nicolette zatrzymała się, prawie się z nią zderzyłam. - Słyszysz? - skupiłam się i wytężyłam zmysły.
- Ktoś.. łka?
- Płacz. - brunetka pokiwała głową. Ruszyłyśmy w stronę, z której dochodził dźwięk. I wtedy ujrzałam ją. Siedziała tam sama, zapłakana, przygnębiona.
- Idziemy. - szarpnęłam Lettie za ramię.
- Ale... - spojrzała na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. - Spójrz na nią...
- Widzę. - syknęłam. - Jest w takim stanie, do jakiego doprowadziła mnie kilka lat temu. Nie zamierzam się nad nią litować. Ona też tego nie zrobiła. Niech cierpi tak, jak ja.
- Nina... - wyszeptała.
- Jeśli chcesz, to idź do niej. Ja tego nie zrobię. - cofnęłam się kilka kroków. - Masz wybór, Lettie. Nie będę ci miała tego za złe. Ja nie mam serca, by jej pomagać. - wskazałam Renesmee. - Cześć. - odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Tym razem powoli. Widok płaczącej Ness nie poruszał już mojego serca. Teraz jest ono z kamienia. Skoro mi nikt wtedy nie pomógł, to czemu ja mam pomagać? To Ness stała za wszystkimi moimi nieszczęściami. To jej wina. Wina, której nigdy jej nie wybaczę.
- Poczekaj. - Lettie zjawiła się obok. - Nie zostawię własnej siostry.
- Matko, Wolfblood! - zawołałam, widząc w TV swój ulubiony serial z czasów dzieciństwa. - Zostaw! - z radości zaczęłam podskakiwać na kanapie.
- Dziewczyno, pohamuj się. - mruknął Emmett, wchodząc do salonu. W odpowiedzi posłałam mu środkowy palec.
- Niech no tylko ojciec się o tym dowie... Buahahahahaha... - zaśmiał się szyderczo.
- Zapominasz, że jestem już dorosła, mój drogi. - rzuciłam, nie odrywając wzroku od ekranu. - Teraz Lettie jest na linii ognia.
- A ja sądzę... - wtrąciła moja siostra. Przerwał jej trzask drzwi i intensywny zapach trzech postaci. Renesmee. Cudownie. Witam w mojej szarej rzeczywistości. Chcę do Londynu! Do Eleny! Czy proszę o tak wiele?! Dobra... Pora się kontrolować. Przecież wujek Edek mnie słyszy. Właśnie. Słyszy. I on, tak samo jak Lettie, wszystko wie. I jakoś mnie za to nie linczuje. Tym lepiej. Pora ruszyć tyłek i pokazać jej, kto jest lepszy.
- Idziemy, Letson! - zarządziłam.
- A Wolfblood? - zapytała oburzona. Wywróciłam oczami, po czym złapałam ją za rękę i wypchnęłam z pokoju.
- Wujcio! - ze słodkim uśmiechem rzuciłam się na szyje ojcu Ness. - Ciocia! - przytuliłam brunetkę. - I ty. - syknęłam wprost do ucha Rudej. Dziwne, że ją przytuliłam. Chociaż nie... Nie można tego nazwać przytuleniem. Ewentualnie koleżeńskim objęciem.
- Cześć... - wydukała. Była wyraźnie zaskoczona moim zachowaniem. I o to chodziło. Punkt dla mnie, proszę państwa.
- Miło w końcu was zobaczyć razem. - skomentował tata. Wywróciłam oczami.
- A teraz wybaczcie. - klasnęłam. - Wolfblood leci! - wskazałam kciukiem telewizor, po czym pobiegłam do pokoju. Usadowiłam się wygodnie na kanapie. Po chwili obok mnie zjawiła się zdziwiona Nicolette.
- Co ty do jasnej anielki odstawiasz? - syknęła.
- Przejmuję pałeczkę.
***
- Wydawało mi się, że Ness też to wszystko nie przypadło do gustu...
- Co masz na myśli?
- Możliwe, że się mylę, ale... Miałam wrażenie, jakby za chwile miała się rozpłakać. - uniosłam się na łokciach i spojrzałam na siostrę. Moje spojrzenie mówiło wszystko.
- Nie patrz tak na mnie!
- Teraz ty też obrócisz się przeciwko mnie?
- Nie o to mi chodzi.
- To o co?
- Ona... Dobra, nieważne. Przebiegniemy się?
- Jest jeszcze jasno. - wskazałam głową balkon.
- Przecież nikt się tu nie zapuszcza. - machnęła ręką.
- No dobra... - zgodziłam się. Szybko wyskoczyłyśmy z piętra. Lettie prowadziła, a ja biegłam tuż za nią. Dawno nie czułam się taka wolna. Czułam wiatr we włosach. Ten zachodni wiatr, to powietrze. Tęskniłam za swoją wilczą naturą. Tam, w Londynie, nie wolno mi było jej ujawniać, a tu.... mogłam być sobą, choć przez chwilę.
- Czekaj! - Nicolette zatrzymała się, prawie się z nią zderzyłam. - Słyszysz? - skupiłam się i wytężyłam zmysły.
- Ktoś.. łka?
- Płacz. - brunetka pokiwała głową. Ruszyłyśmy w stronę, z której dochodził dźwięk. I wtedy ujrzałam ją. Siedziała tam sama, zapłakana, przygnębiona.
- Idziemy. - szarpnęłam Lettie za ramię.
- Ale... - spojrzała na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. - Spójrz na nią...
- Widzę. - syknęłam. - Jest w takim stanie, do jakiego doprowadziła mnie kilka lat temu. Nie zamierzam się nad nią litować. Ona też tego nie zrobiła. Niech cierpi tak, jak ja.
- Nina... - wyszeptała.
- Jeśli chcesz, to idź do niej. Ja tego nie zrobię. - cofnęłam się kilka kroków. - Masz wybór, Lettie. Nie będę ci miała tego za złe. Ja nie mam serca, by jej pomagać. - wskazałam Renesmee. - Cześć. - odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Tym razem powoli. Widok płaczącej Ness nie poruszał już mojego serca. Teraz jest ono z kamienia. Skoro mi nikt wtedy nie pomógł, to czemu ja mam pomagać? To Ness stała za wszystkimi moimi nieszczęściami. To jej wina. Wina, której nigdy jej nie wybaczę.
- Poczekaj. - Lettie zjawiła się obok. - Nie zostawię własnej siostry.
wtorek, 5 stycznia 2016
It's time to start pretending
- Jeszcze tylko Nina i... - Simon zwrócił się do mnie.
- Nie zgadzam się. - powiedziałam twardo. Publiczność zaczęłam buczeć, ale ja miałam to kompletnie gdzieś. Nie pozwolę Harry'emu zrobić kariery muzycznej, nie pozwolę mu znów ingerować w moje życie, otoczenie.
- Przecież był świetny! - oburzył się mężczyzna.
- Masz świetny głos, to prawda, ale nie jesteś jeszcze gotowy. Wróć za rok, Harry.
- Nina, przyjęliśmy go tu po to, żeby udoskonalić jego umiejętności.
- Jestem na nie. - nie spuszczałam wzroku ze Styles'a.
- Dobrze, ale to i tak nic nie zmienia. - wstał Simon. - Witaj w programie, Harry. - juror zaczął bić brawa na stojąco. Tłum dołączył, sama zaklaskałam kilka razy, lecz nie wstawałam. Harry ma świetny głos, to prawda, jest rewelacyjny. I to w jaki sposób potrafi porozumieć się z publiką... Zupełnie jak Camilla. Wiem, że zachowuję się jak skończona idiotka, ale naprawdę nie mogę...Na szczęście było to ostatnie przesłuchanie na dziś. Po wyłączeniu kamer szybko wstałam z fotela i udałam się do garderoby. Chcę uciec z tego miejsca. Dobrze, że jestem jurorką tylko jeden dzień. Marzę tylko o tym, by paść na łóżko i odciąć się od całego świata.
Gdy byłam zaledwie kilka kroków od garderoby ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i napotkałam zielone tęczówki.
- Harry. - syknęłam i uwolniłam nadgarstek.
- Porozmawiajmy. - poprosił.
- Harry, my nie mamy o czym rozmawiać. - cofnęłam się o krok.
- Nie odzywałaś się. Od półtorej roku milczysz. - zrobił krok w moją stronę.
- I będę to robić dalej. Skończyłeś? Spieszę się.
- Dlaczego?! - krzyknął.
- Nie krzycz! - warknęłam.
- Sama krzyczysz!
- Ty zacząłeś!
- Dobra, przestań. Ktoś nas jeszcze usłyszy.
- Teraz jeszcze będziesz mi mówił co mam robić?! - umieściłam ręce na biodrach. Styles, czy też Wayne, wszystko jedno... Ważne jest to, że nie ma prawa zjawiać się tu i znów mieszać w moim życiu. Do tego jeszcze śmie mi rozkazywać!
- Spokojnie, nie denerwuj się. - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Nie próbuj! - uderzyłam wyciągniętą rękę.
- Dobrze, ale się nie stresuj.
- Teraz jeszcze wyrzucasz mi, że jestem wybuchowa?!
- Ależ skąd... - westchnął.
- A może jestem histeryczką?!
- Nie... Przestań. Chodź. - siłą wepchnął mnie do garderoby.
- Wyjdź. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Czemu się od nas odcięłaś?
- Mam ci się tłumaczyć?!
- Niki...
- Jestem Nina, Styles! - krzyknęłam. - Jestem zupełnie inną osobą, niż byłam, rozumiesz? Dominica Black nie istnieje. Jestem Nina... - ostatnie słowa wyszeptałam, patrząc mu w oczy. - Mam teraz nowe życie, nowych przyjaciół. Nie potrzebuje ani ciebie, ani reszty. Nie chce wracać do przeszłości. - przełknęłam ślinę. Zaczęłam rozglądać się za swoją torebką. Podeszłam do stolika i zabrałam ją. Tymczasem Harry stał przy drzwiach i tępo obserwował moje ruchy. - Cześć, Harry. - szepnęłam, wymijając go. Opuściłam garderobę. - Paul! - zawołałam. Mężczyzna zjawił się obok.
- Możesz się... - już chciał się na mnie wydrzeć. Gdy na niego spojrzałam, gwałtownie zamilkł.
- Zabierz mnie do domu. - poprosiłam, kciukiem ocierając pierwszą łzę, która znalazła się na moim policzku.
- Chodź. - objął mnie ramieniem. Ruszyliśmy do samochodu.
***
- Cześć wszystkim! - zawołałam, wchodząc do rodzinnego domu. Witaj, świrnięta rodzinko. Przede mną tydzień udawania... Cudownie. Odłożyłam torbę na pobliską ławę. Noc się tu nie zmieniło. - Wyrodna córka wróciła!
- Nina! - na szczycie schodów stanęła moja uśmiechnięta siostra. Już po chwili wisiała na mojej szyi. Na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech.Lettie jako jedyna znała prawdziwą mnie. Dobrze wiedziała, co stało się przed jej narodzeniem, więc w niej miałam oparcie. W każdej sprawie. I tak jest nadal. Natomiast sama Nicolette też nie przepada za Renesmee, lecz nie tak bardzo, jak ja. Ich stosunki są chłodne. - Chodź! - pociągnęła mnie za rękę do swojego pokoju. Popchnęła mnie na fotel, a sama usiadła na krześle. Cały czas się z niej śmiałam.
- Gdzie reszta? - zapytałam, lustrując spojrzeniem jej pokój. Sporo się tu zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Kilka plakatów Fifth Harmony. Miło mi się na sercu zrobiło.Jeśli jeszcze nie skamieniało do końca.
- Na polowaniu. - odparła, klikając coś na laptopie.
- A ty?
- Jeszcze mi prawy kieł do końca nie wyszedł. - otworzyła buzię i spojrzała na mnie. Faktycznie. Lewy kieł był dłuższy od prawego. Westchnęłam i podeszłam do okna.
- Co tam tak szukasz? - zapytałam.
- Pamiętasz, jak opowiadałaś mi o braciach Wayne? - zagadnęła. Głośno wypuściłam powietrze. - Wiem, że nie powinnam, ale...
- Lottie.
- Harry tu był.
- Wiem. - powoli pokiwałam głową. - Spotkałam go wczoraj.
- Szukał ciebie.
- Rozmawiałam z nim i wszystko sobie wyjaśniliśmy. - zwróciłam się do siostry z wymuszonym uśmiechem.
- Jasne... - prychnęła. - Kazałaś mu spadać na drzewo, zgadłam?
- Poniekąd. - przyznałam. - Powiedziałam mu, że nie chce wracać do przeszłości, po czym z gracją opuściłam pomieszczenie. - przysiadłam na łóżku.
- Moja krew. - zaśmiała się Lettie. - Cieszę się, że tu jesteś. - przyznała i mocno mnie przytuliła.
- Lettie! Jesteśmy! - usłyszeliśmy głos taty.
- Pora zacząć udawanie. - westchnęłam. - Chodźmy.
- Nie zgadzam się. - powiedziałam twardo. Publiczność zaczęłam buczeć, ale ja miałam to kompletnie gdzieś. Nie pozwolę Harry'emu zrobić kariery muzycznej, nie pozwolę mu znów ingerować w moje życie, otoczenie.
- Przecież był świetny! - oburzył się mężczyzna.
- Masz świetny głos, to prawda, ale nie jesteś jeszcze gotowy. Wróć za rok, Harry.
- Nina, przyjęliśmy go tu po to, żeby udoskonalić jego umiejętności.
- Jestem na nie. - nie spuszczałam wzroku ze Styles'a.
- Dobrze, ale to i tak nic nie zmienia. - wstał Simon. - Witaj w programie, Harry. - juror zaczął bić brawa na stojąco. Tłum dołączył, sama zaklaskałam kilka razy, lecz nie wstawałam. Harry ma świetny głos, to prawda, jest rewelacyjny. I to w jaki sposób potrafi porozumieć się z publiką... Zupełnie jak Camilla. Wiem, że zachowuję się jak skończona idiotka, ale naprawdę nie mogę...Na szczęście było to ostatnie przesłuchanie na dziś. Po wyłączeniu kamer szybko wstałam z fotela i udałam się do garderoby. Chcę uciec z tego miejsca. Dobrze, że jestem jurorką tylko jeden dzień. Marzę tylko o tym, by paść na łóżko i odciąć się od całego świata.
Gdy byłam zaledwie kilka kroków od garderoby ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i napotkałam zielone tęczówki.
- Harry. - syknęłam i uwolniłam nadgarstek.
- Porozmawiajmy. - poprosił.
- Harry, my nie mamy o czym rozmawiać. - cofnęłam się o krok.
- Nie odzywałaś się. Od półtorej roku milczysz. - zrobił krok w moją stronę.
- I będę to robić dalej. Skończyłeś? Spieszę się.
- Dlaczego?! - krzyknął.
- Nie krzycz! - warknęłam.
- Sama krzyczysz!
- Ty zacząłeś!
- Dobra, przestań. Ktoś nas jeszcze usłyszy.
- Teraz jeszcze będziesz mi mówił co mam robić?! - umieściłam ręce na biodrach. Styles, czy też Wayne, wszystko jedno... Ważne jest to, że nie ma prawa zjawiać się tu i znów mieszać w moim życiu. Do tego jeszcze śmie mi rozkazywać!
- Spokojnie, nie denerwuj się. - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Nie próbuj! - uderzyłam wyciągniętą rękę.
- Dobrze, ale się nie stresuj.
- Teraz jeszcze wyrzucasz mi, że jestem wybuchowa?!
- Ależ skąd... - westchnął.
- A może jestem histeryczką?!
- Nie... Przestań. Chodź. - siłą wepchnął mnie do garderoby.
- Wyjdź. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Czemu się od nas odcięłaś?
- Mam ci się tłumaczyć?!
- Niki...
- Jestem Nina, Styles! - krzyknęłam. - Jestem zupełnie inną osobą, niż byłam, rozumiesz? Dominica Black nie istnieje. Jestem Nina... - ostatnie słowa wyszeptałam, patrząc mu w oczy. - Mam teraz nowe życie, nowych przyjaciół. Nie potrzebuje ani ciebie, ani reszty. Nie chce wracać do przeszłości. - przełknęłam ślinę. Zaczęłam rozglądać się za swoją torebką. Podeszłam do stolika i zabrałam ją. Tymczasem Harry stał przy drzwiach i tępo obserwował moje ruchy. - Cześć, Harry. - szepnęłam, wymijając go. Opuściłam garderobę. - Paul! - zawołałam. Mężczyzna zjawił się obok.
- Możesz się... - już chciał się na mnie wydrzeć. Gdy na niego spojrzałam, gwałtownie zamilkł.
- Zabierz mnie do domu. - poprosiłam, kciukiem ocierając pierwszą łzę, która znalazła się na moim policzku.
- Chodź. - objął mnie ramieniem. Ruszyliśmy do samochodu.
***
- Cześć wszystkim! - zawołałam, wchodząc do rodzinnego domu. Witaj, świrnięta rodzinko. Przede mną tydzień udawania... Cudownie. Odłożyłam torbę na pobliską ławę. Noc się tu nie zmieniło. - Wyrodna córka wróciła!
- Nina! - na szczycie schodów stanęła moja uśmiechnięta siostra. Już po chwili wisiała na mojej szyi. Na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech.Lettie jako jedyna znała prawdziwą mnie. Dobrze wiedziała, co stało się przed jej narodzeniem, więc w niej miałam oparcie. W każdej sprawie. I tak jest nadal. Natomiast sama Nicolette też nie przepada za Renesmee, lecz nie tak bardzo, jak ja. Ich stosunki są chłodne. - Chodź! - pociągnęła mnie za rękę do swojego pokoju. Popchnęła mnie na fotel, a sama usiadła na krześle. Cały czas się z niej śmiałam.
- Gdzie reszta? - zapytałam, lustrując spojrzeniem jej pokój. Sporo się tu zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Kilka plakatów Fifth Harmony. Miło mi się na sercu zrobiło.Jeśli jeszcze nie skamieniało do końca.
- Na polowaniu. - odparła, klikając coś na laptopie.
- A ty?
- Jeszcze mi prawy kieł do końca nie wyszedł. - otworzyła buzię i spojrzała na mnie. Faktycznie. Lewy kieł był dłuższy od prawego. Westchnęłam i podeszłam do okna.
- Co tam tak szukasz? - zapytałam.
- Pamiętasz, jak opowiadałaś mi o braciach Wayne? - zagadnęła. Głośno wypuściłam powietrze. - Wiem, że nie powinnam, ale...
- Lottie.
- Harry tu był.
- Wiem. - powoli pokiwałam głową. - Spotkałam go wczoraj.
- Szukał ciebie.
- Rozmawiałam z nim i wszystko sobie wyjaśniliśmy. - zwróciłam się do siostry z wymuszonym uśmiechem.
- Jasne... - prychnęła. - Kazałaś mu spadać na drzewo, zgadłam?
- Poniekąd. - przyznałam. - Powiedziałam mu, że nie chce wracać do przeszłości, po czym z gracją opuściłam pomieszczenie. - przysiadłam na łóżku.
- Moja krew. - zaśmiała się Lettie. - Cieszę się, że tu jesteś. - przyznała i mocno mnie przytuliła.
- Lettie! Jesteśmy! - usłyszeliśmy głos taty.
- Pora zacząć udawanie. - westchnęłam. - Chodźmy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)